Rozdział 1
Nieopodal łąk, rozległych pastwisk błotnistych, blisko bydła spacerującego bez opieki, szutrowej dróżki nieprzydatnej dla pieszych, stała pochyła, szara, bardzo stara Szkoł Podstawowa w Chrzanie.
Próżno w takim miejscu oczekiwac ciszy i spokoju, gdyż wrzaski miejscowych uczniów, przepędzały nawet najdzikszą zwierzynę. W takim miejscu ptaki nie zaśpiewały, jedynie psy późna porą skupione w watahy ujadały lub zawodziły blisko szkoły, jakby wyrażały swój zwierzęcy protest.
Miejscowi wieśniacy każdego dnia niemal siłą doprawadzali tutaj swe niegrzeczne i niezdolne dzieci. Jednakże prawie nigdy nie zgłaszali się po ich odbiór, jakby uczniowie sami musieli zatroszczyć się o powrót do domu.
W dalszym sąsiedztwie licząc po drodze tuzin domostw, znajdował się podobny budynek szkolny, lecz ten był znacznie wyższy,rozleglejszy, jeszcze bardziej mroczny. To co działo się, za murami tego brzydkiego szarego budynku przetrwało zaledwie w opowiastkach, legendach, miejscowych najstarszych mieszkańców.
Najbardziej powtarzajacy się opis dotyczy, znikających tam na zawsze i na wieki, niezbyt chlubnych belfrów. Krązyła natrętnie legenda, tycząca się pewnej niesławnej nauczycielki bądż nauczyciela, którzy z pozoru sprawiali sympatyczne wrażenie. Jednakże ci pracownicy, którzy mieli odwagę wejsc z niebezpieczną nauczycielką lub nauczycielemw bardziej zazyłe układy, kończyli swój żywot szybko, lub stawali się zaginionymi.
Nigdy nie udało się dotrzeć do wrogów mrocznych nauczycieli. Zatrudnieni do poszukiwań i wyjasnienia kryminalnych zagadek, służby mudurowe, zazwyczaj w sposób nagły umarzały sprawę. Nie potrafili wyjasnić zagmatwanych zaginięć i nie byli w stanie rozstrzygnąć ani rozwikłać psychopatycznego postepowania oskarżonych. Sprawa bowiem miala nigdy nie ujrzeć świata dziennego.
Do szkoły posyłano mnóstwo dzieci. Placówka mimo złej reputacji cieszyłą się sporym powodzeniem. Jednakże cechą, która wyrózniała zapisanych uczniów była ich wielka odmiennośc by nie rzec dziwaczność. Pracowników wybierano w sposób niejawny. Nieznane były nikomu kulisy wyłaniania kandydatów na pracowników. Wszak nikt nie słyszał o rozmowie kwalifikacyjnej. Nie istniały też w żadnych dokumentach, nawet w prasie informacje o naborze na nauczyciela. których z desperacji wybierano, często na drodze przymusu lub przewrotnych działań.
Istniały bowiem klasy głownie poczatkowe, gdzie działy sie niesłychanie niezrozumiałe apokaliptyczne dzieje. W młodszych klasach, niesłychanie ruda, fałszywa i podstarzała pani dyrektor zatrudniała wszelkiej maści kobiety, które szybko odchodziły, porzucajc niedokończoną pracę. Warto wymienić panią Małgorzatę, urodziwną i młoda kobietę, matkę trójkę małych dzieci, ktora po przepracowaniu zaledwie jednego miesiąca, postanowiła zrzec się wykonywania swych obowiązków. Pracujące tam pracownice fizyczne, były świadkami scen grozy.Dziwiono się w jaki sposób małe, mizerne dzieci były w stanie zdemolowac ławki i stoliki, zniszczyć niektóre szafki, podręczniki. Niespodziewanie uderzyć w plecy spokojną, niczego nie podejrzewajaca młoda nauczycielkę i śmiac się demonicznie. Pewnego dnia, nowozatrudniona nauczycielka, kobieta, silna i zdrowa lecz po kilku tygodniach pracy, pewnego razu wydajac niemy krzyk rozpaczy, chwyciła jedynie torebkę i wierzchnie okrycie, po czym wybiegła w siną dal. Nim zdołała zbiec do swego domu, po drodze napotkała Panią Wiesławę, która zaprowadziła przerażoną kobietę do małego pomieszczenia, znajdujacego się gdzies na zapleczu budynku. Po kilku dniach słuch o byłej nauczycielce zaginął. Małgorzata nigdy nie zdołała powrócić do domu. Pogrązeni w bólu rodzice oraz dzieci a mniej zapracowany mąż, niemal postradali zmysły z powodu zaginięcia ich krewnej. Szkoła Postawowa w Chrzanie stale i pilnie poszukiwała i poszukuje nauczycieli. Dyrekcja bezradnie rozkłądała ręce, nie miałą pojęcia co stoi za kolejnymi zniknieciami mlodych nauczycielek. Znów potrzebne były ręce do pracy. Nie zgłosił się nikt, nikogo nie udało się juz pozyskać. Dyrektorka bardzo obawiała się ogłaszać w prasie czy na internecie o wakatach an stanowisko nauczyciela. Zła fama działała na niekorzyść szkoły. Zagadka tajemniczych zaginięć, niegdy nie zostałaby rozwiązana gdyby nie zdawało się przypadek, który nie powinien zostac okeślony jako zwykły przypadek lecz bardziej powinien nosić znamiona cudu.
Anna, bezrobotna nauczycielka z wykształcenia, poszukiwała od ponad dwóch lat dowolnej, godziwej pracy. Nie miała dużych wymagań, albowiem nie udało jej się znależc od kilu lat żadnej stałej posady. Teściowie ubliżali młodej synowej. Rodzice męża regularnie nawiedzali kobiete pogrążoną w smutku i beznadziei i po swojemu dokładali kobiecie dodatkowych zmartwień i bólu.
-Kiedy ty Anka, znajdziesz wreszcie jakąś pracę?-utyskiwał teść.
-Ja w twoim wieku już robłam porządna kariere i byłam kimś, a ty siedzisz w domu i nic nie robisz, nawet córką sie nie zajmujesz. My ją wozimy do przedszkola-rechot teścowej był pełen nagany i pogardy.
-Dajcie mi spokój. Nie chce z wami gadac. Jestem zajęta- Anna wstała od komputera, którego w nerwach nie zdołała nawet porządnie zamknąć.
-Szukasz pracy?. Który to juz rok?-teść spojrzał z pogardą na zirytowaną synową, która zdołałą zbiec do łazienki.
-Nawet nie potrafi porządku w domu utrzymać. Brud i smród. Co nasz syn widział w tej babie?-glos teściowej zdradzał ironię.
-Głupi bo młody-dodał teść, rozglądając się dookoła schludnego pomieszczenia.
Anka zamknęła się w łazience, zajęła się sprzataniem i szorowaniem wszystkiego co było w zasięgu jej wzroku. Nie miała zamiaru rozmawiać z nieproszonymi goścmi. nie chciałą się konfrontowac z ich podłością.
Wiedziała, że musi ustapić, pilnie ukryc sie przed dobrze jej znanym jedem ze strony powinowatych, inaczej eskalacja konfliktu i agresji stanie sie okrutna i niemozliwa do zniesienia.
Nasłuchiwała przezornie przez niedomkniete drzwi, gdy zmęczona szorowała czyste podłogi. Wrogowie wciąz tkwili w salonie, rozmawiali ze sobą szeptem.
Sadystycznie cieszyło ich upodlenie i cierpienie znienawidzonej synowej.
Gdy mściwy hałas, zatrzaskiwanych drzwi, oznajmił wyjście intruzów, Anna odetchnęła z ulgą.
W jej sercu nadal tkwiła odraza, nienawidziłą tych obcych ludzi. Załowała,że nie została panną, załowała,że wyjechała z rodzinnej wsi w daremnym poszukiwaniu szczęścia i lepszej perspektywy.
Gsdyby została z mama przynajmniej mogłaby we wsi, wiodłaby spokojne, nudne i przewidywalne życie.
Przyszłość może i pozbawiona przygód i atrakcji, byłaby dobra i skromna z mamą przy pracach w ogrodzie, przy sianokosach latem, przy plotkach ze znudzonymi emerytkami z pobliża, w kościele pobliskim.
Poznawszy przypadkiem przyszłego mężą, nie przewidziała,że oprócz wątpliwej miłości, nowych znajmości, nabędzie wrogów w osobach teściów.
Początki znajomości nie zapowiadały katastrofy, lecz kolejne spotkania z ludżmi przy stole uświadomiły Ance,że z tymi ludzmi nie będzie jej łatwo.
Starała się od samego poczatki, usiłowała znależć w tych obcych ludziach odrobinę dobra.
Bardzo zabiegała o ich sympatię. Dom w Kurzajce, który należał nie tylko do rodziców męża i mężą Piotra, okazał się najbardziej, pilnie strzeżoną własnością teściów.
Sprzatałą, szorowała podłogi i okna, az jej ręce od częstego czyszczenia straciły zdrowy wygląd.
Kosiła trawę, robiłą zakupy i obiady gotowałą dobre, smakowały bardzo jej mężowi.
Teściowa nienawidziła jej starań, krytykowała wszystko co zrobiła, okazało się,że jedzenie żony mężą nie jest smaczne, żle przyprawione, okna brudne i podłogi zabłocone.
Teśc dla świętego spokoju przytakiwał swej żonie i on także gardził osoba synowej.
Samotnośc dokuczała młodej meżatce. Skoro wyprowadziłą się do miejscowości zwanej Chrzanem, skoro urodziła córeczkę, nie miała innego wyjscia jak pozostać tam gdzie osiadła.
Za póżno juz było na ucieczkę.
Pozostały jej tylko marzenia,że może kiedys postawi na swom, zazna upragnionego szczęścia.
Los nie dbał o jej pragnienia.
Zmęczona codzienna udreką, usiadła przy komputerze, w nadziei znalezienia pracy, odwiedziła wszelkie mozliwe portale dotyczące pracy.
Kiedy juz starciła nadzieję,na poparwę bytu materialnego.
na wysokości jej oczu zobaczyła enigmatyczne ogłoszenie ;Pilnie poszukiwany nauczyciel.
Wyslij swoje cv na adres emailowy chrzanpsp13@chrzanpsp13.pl
Wysłała swoje aplikacje niemal natychmiast i wkrótce zapomniała o całej sparwie.
jednakże już nazajutrz, gdy zdołała odprowadzić córke do przedszkola, jej telefon dzwonił niemal bez ustanku.
Odebrała, gdy już wracała w strone domu" Dzień dobry pani Anno, z tej strony Genowefa Tutak, dyrektorka szkoły w Chrzanie czy nadal pani poszukuję pracy?-kobiecy, mocno przesłodzony głos zadudnił w jej głowie.
-Tak, naturalnie. Poszukuję pracy-wymówiła na jednym wydechu.
-W takim razie, prosze spakowac swoje dokumenty, świadectwa pracy i dyplomy i prosze przyjechać najlepiej dziś do sekretariaatu w Chrzanie ul. Pokrzywowa 13. O której może pani być?-głos dyrektorki był pełen determinacji
-Ale jak to dziś? To znaczy, tak szybko?-Anna swoje mysli wyrażała podnieconym głosem.
-Naturalnie, prosze dziś przyjechać. Od poniedziałku będzie miała pani pracę-głos dyrektorki przynaglał.
-Dobrze będę, poszukam, odszukam dokumentów i przyjadę autobusem za godzinę-rzekła Anna nim, zdołała pomysleć.
-W takim razie będę czekała, do widzenia, pani Aniu-głos Dyrektorki z Chrzanu nagle się urwał, nim przyszła pracownica zdołała zareagować.
Anna przyśpieszyła kroku, deszcz zaczął niemiłosiernie siąpić z nieba, słońce przestało świecić.
Anna spojrzała na rozkład jazdy, policzyła,iż zostało jej 26 minut, aby pokonać trase ponad jednego kilometra pieszo, odwiedzajac swój dom i wybierajac ze skrzetnie ukrytego pudełka po butach, swoje schowane dokumenty potzrebne do pracy.
Zaczęła biec, mimo złej pogody nie traciła radości ni pogody ducha.
W domu zastała teściów, których minęła bez słowa.
-Śpiesze się, mam cos do załatwienia-ominęła zaciekawione i znudzone towarzystwo powinowatych, którzy zajęci byli przegladaniem zawartości lodówki w domu syna i synowej.
-Ty nic Anka nie gotujesz. czym karmisz syna naszego? słyszałąś?-ryknęła niczym ropucha, rozjuszona teściowa.
Tymczasem Anna, trzymajac w rękach odnalezione pudełko ze starannie poupychanymi dokumentami, gnała co tchu na przystanek, modląc sie o siłę i poprawe nieznośnej pogody.
W autobusie, sadowiąc się na ostatnim wolnym miejscu, z dala od oczu ciekawskich gapiów, czym prędzej wydostała potrzebne aplikacje, ułozyła je starannie i umieściła do koperty.
Pudełko z pozostałymi papierami ukryła w przepstnej reklamówce, którą przezornie zawsze nosiła w torebce.
W reku trzymała plik niezbednych aplikacji, w torebce miała jeszcze butelkę wody mineralnej. Wtem, poczuła iż zwilgotniał jej portfel i telefon komórkowy, zaklęła pod nosem na własną frasobliwość.
Gdy autobus zatrzymał się na wskazanym przystanku, spojrzawszy na telefon komórkowy, krzyknęłą przerażona widząc na wyświetlaczu godzinę 0;00 oraz rok 1900, 1 styczeń.
Wyskoczyła czym prędzej na chlodną i dziwnie mglista aurę.
Pojęła,iz mimo niemal dwudziestominutowej jazdy, odnalazła sie zupełnie w innym miejscu, jakby w innym klimacie. Mijała ludzi, starych i bez wieku, którzy przygladali się jej dziwnie zaciekawieni.
Zaczepiła przeciętnie wyglądajaca starszą kobietę dżwigajacą ciężkie zakupy w szarych reklamówkach.
-Przeparszam, gdzie jest szkoła w Chrzanie numer trzynaście?-głos Anny wyrażał niepokój.
-Kochaniutka, po lewej stronie jest cmentarz, potem taki stary, drewniany kościół, jest taki mniejszy starszy budynek, zaraz za nim większy. W większym jest ruda Dyrektorka i starsze klasy, w miejszym sa małe dzieci.A co szukacie tam pracy?-zaczepiona kobieta ugięła się pod cieżarem niesionych zakupów i natychmiast się przeżegnała.
-Tak, szukam pracy. A czemu to takie dziwne?-chciała wiedzieć bezrobotna.
-Szukanie pracy nie jest dziwne. Tylko to miejsce jest upiorne. Sama zobczy to będzie wiedziała, he he-zaskrzeczała staruszka, pognała czym prędzej, nadzyczaj żwawo, bo ujrzała nadjeżdzajacy autobus, w którym nagle zniknęła.
-Dziwne to miejsce. Zaryzykuje, najwyżej mnie nie przyjmą i już-Anka rozejrzała sie po mrocznym błocie, okalajacym miejscowy cmentarz. Popatrzyła na bure i sine obłoki, które zdwały się chłonąć tajemne siły. Przystanęła, jej wzrok spoczął na chudych, gołych drzewach, które zwarte obok bramy cmentarza, stały nachylone jakby szeptały dziwne zaklęcia.
Szła przed siebie w stronę szarych budynków, wskaznych wcześneij przez staruszkę. Parła pokonując gęsty obłok, który zdawał się coraz mocniej gęstnieć i przyzywać.
Nareszcie znalazła się w większym budynku, otwarte porta i waskie schody same zaniosły ją do gabinetu dyrektorki.
-Witam panią Annę-rzekła tega, wysoka kobieta z burzą rudych włosów.
-Dzień dobry, ja w sprawie pracy jestem. Oto moje dokumenty-odparła, Anna, pokonując własną nieśmiałość i wyłaniając z teczki stos zebranych dokumentów.
-Prosze usiaść no i od kiedy może pani zacząc?-spytała pani Tutak.
-W sumie od zaraz, tylko jakich pzredmiotów będę mogła uczyć?-chciała wiedziec Anna.
-Zajęcia wczesnoszkolne, za chorą panią Elę. Prosze zrobic jeszcze badania kału na obecność bakterii. Oto skierowanie do lekarza. Jak to pani zrobi, to prosze się tu zgłosic i będę czekać.Zaczyna pani od poniedziałku, dziś mamy wtorek-odparła pani Genowefa, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Dzis mamy środę-wyrwało się Annie.
-Nie ważne, proszę zabraż dokumenty wszystko jest dobrze-chrząkneła pani Tutak.
-Nie sprawdzi pani czy ..?-nie dokończyła pytania, gdy ruda kobieta weszła w słowo zaproszonej kandydatki.
-Powiedziałam, że wszystko jest dobrze. W piatek pani przyjedzie z wynikami badań i będzie już pani mogła zacząc swoją pracę. To tyle. Do widzenia-dyrektorka wstała i podała piegami usypaną dłoń na całą rozpiętość stołu, który odgradzał obie kobiety.
Anna odzwajemniła mocny uścisk dłoni, kłaniajac się nisko, wybiegła znów na chłodny korytarz, biegnąc wąskimi schodami, wracała dobrze już jej poznaną trasa w stronę przystanku autobusowego, stojącego obok komunalnego cmentarza.
Gdy tylko Anna wróciła do domu, zamiast spodziewanej euforii i radości, poczuła ogromny niepokój. W domu nie byo nikogo. Teściowie zdązyli sie oddalić, zabrac ze sobą wnuczkę i pozostawić po sobie mdly zapach potu. Zapamietane z miejscowości Chrzan niecodzienne obrazy wciąz ją przesladowały i nie dawały spokoju.
Gdy tylko usiadła przed komputerem, natychmiast usiłowała zdobyć jak najwięcej informacji na temat tamtejszej szkoły i przedziwnej miejscowosci.
Zatanwiała się, dlaczego nigdy wcześniej nie słyszała o tej dziwnej miejscowości.
Anna długo biła się z myslami, nie była pewna podjąc pracę czy jednak nadal pozostac na bezrobociu?
Bieda coraz mocniej zaglądajaca jej w oczy domagałą się znalezienia zatrudnienia.
Jednak świety spokój, był dla niej marzeniem nieosiagalnym.
Miała bowiem nowa rodzinę, zajmowanie się córką i leniwym mężem, stanowiło samo w sobie trudne wyzwanie.
Ponadto obecnośc nieżyczliwych teściów, którz często narzucali swoją obecność, była także udręką dla ich synowej.
NIgdy nie lubiła tych nieproszonych spotkań, podczas których wścibaska teściowa, potrafiła po swojemu sprawdzac zawartośc lodówki, szaf, otwierała anwet kosze na brudną odzież.
Teść z kolei był człowiekiem apodyktycznym, tak jak teściowa toksyczny, mściwy, wścibski i pozbawiony sumienia.
Często Anna z córką ukrywała się przed najazdem intruzów, poprzez dłuższy spacer, dłuższy pobyt w miejscowych sklepach a także odwiedzała sąsiadki i znajome.
Sama natomiast nie mogła zaparszać nikogo, czuła się wówczas bardzo skrępowana.
Nienawidziła najbardziej tych niechcianych wizyt starszych ludzi, którzy uwielbiali uprzykrzać młodej mężatce życie.
Niestety, kobieta nie mogła liczyć na prywatność,jeżeli chciała się z kimś spotkać koniecznie odbywało się to gdzieś poza domem.
Sama nie miała zwyczaju odwiedzać znajomych w ich domach, albowiem ludzie nie byli gościnni i sami niezbyt chętnie zapraszali.
W jej życiu byla pustka, większa niż samotność.
Niekiedy obcy, starsze kobiety okazywały jej zainteresowanie i dobroć.
Rozmowy z nieznajomymi, obcymi kobietami, stanowiła dla Ani wielką radość i pociechę.
Kiedy na swój koszt Anna zdołała wykonać niedbędne do pracy badania, poczuła zmeczenie.
Trudny miała dzień, długie kolejki, aby oddać przyniesiony kał do badań sanepidowskich i czekanie na wynik.
Liczyła na to, że bezkresne czekanie przyblizy ją do pracy, albowiem tylko pozytywny wynik, dawał jej przypustkę do pracy w mejscowym Chrzanie, w mrocznej szkole.
Z niejasnych względów, intuicyjnie czuła niepokój, jakby przeczuwała, że praca nauczycielki nie zagwarantuje jej spokoju.
Załowała, także także kosztów sądowych, aby otrzymać wynik na papierze iż, nie toczy się przeciwko niej postepowanie.
Po powrocie do domu, po cięzkim długim dniu, wypełnionym ponadto pracą na rzecz domowników usiadła padnięta do komputera, licząc na znalezienie dobrej lub godnej pracy, gdzież bardziej w pobliżu.
Nie było jej dane. Wszelkie interesujace oferty pracy biurowej były już nieaktualne.
Westchnęła pełna niepokoju i żalu.
Poszukując w internecie dobrych ofert z pracą, natchnęła się na list z dawnej miejscowości w której mieszkała.
Pisała do niej koleżanka ze studiów następujący email.
"Ania witaj.
Powiedz mi, po co ty wychodziłas za mąż? Zmarnowałas sobie tylko życie.
Ty jestes uparta jak koza. Musiałaś poślubić pierwszego lepszego.
Pamiętasz nasze zabawy i imprezki studenckie no i nasze rozmowy?
Zaklinałaś się,że nigdy nie wyjdziesz za mąz.
Opowiadałaś zawsze,że wybierzesz kariere naukową.
I co ci z tego wyszło?
Rozmawiałam ostatnio z twoją kuzynką.
Oj, Ania szkoda mi ciebie.
Napisz czy jesteś szczęsliwa?
U mnie wszystko dobrze. Pracuję w biurze, niebawem awansuję.
Mam tylko chłopaka, męża nie chce mieć.
Pozdrawiam i odpisz mi.
Wiesia W"
Ania po przeczytaniu listu, poczuła dojmujący smutek.
Owszem,żałowała swych błędnych decyzji.
Przede wszystkim pochopnego ślubu oraz to,że nie postarała się bardziej rozwinąć zawodowo.
Zdecydowanie nie miała w życiu szczęscia, brakowało jej dobrych ludzi i wsparcia.
Gdyby można było cofnąć czas?
Jednakże, już za późno.
Córeczka ma dopiero 6 lat, musi jeszcze wiele lat poświęćić się macierzynstwu.
Dziecko wymaga jeszcze bardzo wiele i dużo jej czasu na długie lata.
Być może jeszcze kiedys pomyśli o sobie, może jeszcze wróci do niezrealizowanych marzeń.
Jednakże czy życia nie braknie?
Anna nie miała ani ochoty ani siły aby odpisac dawnej znajomej.
Nie lubiła narzekać, zwierzać też nie chciała się koleżance.
Znała bowiem jej plotkarska naturę,wiedziała,że jej niepowodzeniami bea wkrótce zyć, jej wszyscy byli znajomi ze szkoły.
Do czegos podobnego nie chaciałaby dopuscić.
Krzuyk znudzonej córki Mileny, nie pozwalał Annie wiecej wracac pamięcią do dawnych znajomych.
Opieka nad wymagającym dzieckiem,wypełniała całe popłudnia i wieczory młodej meżatce.
Nie przepadała najbardziej także usługiwac męzowi, który był najbardziej wymagajacy,
Sprzatanie,wycieranie, podawanie, pranie, prasowanie wywowywały w kobiecie ogromne pokłady frustracji.
Rozdział II
Nastał dlugo oczekiwany dzień.Zima mrożna i pełna ogromnych zasp śniegu.
Tego styrasznego, zimnego poranka Anna zaczynałą swoja kariere nauzcycielkiw Chrzanie.
Zdążyła z trwogą odprowadzić córkę do przedszkola. dziewczynka jak każdego ranka nie miałą apetytu, wybrzydzała wszystkim tym, co matka jej miała do zaproponowania.
Odpusciła dziecku wzgardzona owsiankę, jajko na miękko i kanapki, zostawiając spory bałagan ruszyły z córka przed siebie.
W szatni przedszkolnej nerwowo popędzała dziecko,albowiem za cztery minuty miała autobus.
Gdy tylko rozstała się z dzieckiem w progu pzredszkola, popedziła na przystanek autobusowy.
W ostatniej chwili zdązyła, niemal wywracajac się na skutej lodem drodze.
Skasowała wczesniej kupiony bilet w tym samym momencie, w którym konduktor zażądał od podróżnych biletu do kontroli.
Jej serce biło przestrachem, albowiem mloda konduktorka nie uznała biletu Anny za wazny, byl bowiem źle skasowany.
Na nic zdały sie krzyki i tłumaczenia. Musiała bezdusznej pracownicy, zapłacić ponad sto złotych.
Anna była bliska płaczu, nienawidziła jeszcze bardziej dobrze nie rozpoczetego dnia pracy.
Gdy chwilę pózniej Anna kroczyła z duszą na ramieniu w strone mrocznego, szarego bubynku, czuła ogromny stres, wiatr zaczął jeszcze mocniej nacierać, jakby po swojejmu chciał zniechecić do pracy mloda nauczycielkę.
Oparła się pokusie, aby zbieć, zrezygnować.
Jednakże jej wodzona odwaga, tego dnia towarzyszyła jej wiernie.
Przywitała się pobieznie z nowymi, bardzo smutnymi wręcz brzydkimi nauczycielkami.
Zdziwiło Annę, wyrażne przerażenie i niemal rozpacz rysujacą sie na twarzy każdej z pracownic szkoły. Nawet sprzątaczki, mimo przyklejonego uśmiechu, wygladaly na bardzo zmęczone.
Anna rozejrzała się dookoła, jej oczom ukazały się tęgie dzieci w wieku wczesnoszkolnym oraz wąskie i ciasne sale, w których tloczyła się masa uczniów: wrzeszczaca i wydajaca zwierzęce niemal odgłosy. Najstarsza z kobiet zaprowadziła Anne do sali, znajdujacej sie na samym szczyscie osobliwego budynku. Nowo zatrudniona bez entuzjazmu niemal ociągajac się dała się poprowadzić do starej sali lekcyjnej.
W jej stronę wpatrywało się blisko trzydziesci par oczu, dzieci dzikich i zwariowanych.
Anna poczuła mdłosci i silna ochotę natychmiastowego opuszczenia budynku, jednakże jej zła sytacja ekonomiczna nie dawała jej wyboru. Zamilkła, nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Zaniemówiła. Gdyby od niej zależało najchętniej zamieniłaby się miejscami ze sprzątaczką, czy panem z portierni.
Jednkaże jej los zdawał się przesądzony.
Oprowadzajaca kobieta wyrzucala z siebie potok słow, dotyczący codziennych, licznych obowiazków, które czekały na nową nauczycielkę.
Nowozatrudniona, nie czuła nic prócz jednej, wielkiej niepewności. Mimo to zgodziła się przyjąć posadę nauczycielki w osobliwej szkole.
Mimo, poczatkujących trudności z opanowaniem dyscypliny i nie zawsze życzliwym gronem pracowników, Anna w pracy radziła sobie dzielnie.
Trudności pietrzące się stale i codziennie, niekiedy pozbawiały kobietę radości życia i pokoju.
Mimo to codzień parłą do pracy, wczesniej odprowadzajac mała córkę do przedszkola.
Z mężem natomiast nie potrafiłą znależc wspólnego języka. Paweł nie był dla niej oparciem, albowiem sam, był zmuszony zmienić pracę na mniej płatną.
W poprzedniej placówce, niezbyt dobrze radził sobie z cięzką atmosferą, pracownicy wszakże nie byli mu życzliwi.
W nowej pracy, Paweł odczuwał często zdenerowanei i frustracje, albowiem mniej zarabiał pieniędzy niż ta szara mysz Anna, jego zwyczajna mało przebojowa żona.
Tymczasem w szkole gdzie pracowała Anna, nader często wzywano policję, gdyz większosc nauczycielek nie potrafiła zdyscyplinowac krnąbre i rozwrzeszczone dzieci.
Bywało,że nauczycielki podczas pracy bały sie nawet siedmio czy ośmio letnich malców wczesnoszkolnych. Zdażało się, iż niejedna oberwała kamieniem czy najczęsciej wulgarnym slowem.
Anna nie lubiła zwłaszcza kilku niewychowanych i zdeprawowanych malców, których cięzko było zdyscyplinować i nauczyć zasad dobrego wychowania.
Dlatego starsze i dośdwiadczone nauczycielki, wzywały nagminnie policję.
Zdazylo się bowiem pewnego wiosennego dnia, gdy zdemoralizowane małe dziecko zniszczyło ławkę szkolna i uderzyło w twarz starszą nauczycielkę, Krysię,
Anna chwyciwszy za rękę malego Rysia, wezważ musiała policję i złożyć szczegółowe oświadzcenie, w towarzystwie rudej dyrektorki i przystojnego stróża prawa.
-Jak to możliwe,że takie małe dziecko potrafi zniszczyć mosieżną łąwkę i uderzyć postawną panią nayczycielkę?-pytanie raz po raz zadawał urodziwy policjant.
-No włąsnie ja tego nie potrafię zrozumieć mój Boże!-wrzasnełą dyrektorka i po dłuższej chwili pełnej napięcia, dodała
-Musz odebrać pilny telefon, są kolejne skargi-zagrzmiała.
-Pani Anno, prosze przejść z panem Marcinem do pokoju obok i dam dokończyć przesluchanie-urwała nagle, podnosząc się ze skórzanego krzesła.
Nauczycielka wraz z policjantem udali się do osobnego pomieszczenia, w którym piekne wiosenne promienie słoneczne zdawały się przeglądać w dużych oknach, w których brakowało firan.
Tymczasem Anna utonęła w ujmujacym, orzechowym spojrzeniu młodego policjanta.
Kobieta niespodziewanie zauroczona subtelnym i cierpliwym podejsciem policjanta, poczuła sie miło zrelaksowana.
Czas powoli mierzył minuty, podczas których nauczycielka śpiewnie opowiedziała o swojej pracy, o uczniach którzy dokazują, wrzeszczą, nie pozwalają przeprowadzić lekcji.
Wspomniala wszakże o tych nielicznych, grzecznych i jakże milych uczniach, którym zawdzięczałą , to że chetnie szła do pracy.
Milo i serdecznie slowo, wypowiedziane przez piękną dziewczynkę, iż "pani jest najlepsza" o łobuziaku Jasiu, który uwielbiał tulić się do niepewnej siebie nauczycielki.
Nie mogła zapomnieć o pewnej uroczej i przemiłej mamie małej dziewczynki, która swoim zwyczajem zawsze z zachwytem i coraz bardziej serdecznie wychwalała pedagogiczny i niezlomny talent Anny. Zdawało się, iż takie niby zwykłe a jakże niezwykłe wyrazy i wdzięczne gesty ludzkiej wdzięczności wynosiły pracę nauczycielki do rangi udanej i dobrej a nawet satysfakcjonujacej.
Stało się jeszcze coś niezwykłego podczas przesłuchania, kobieta coraz śmielej usmiechała się do przystojnego stóża prawa.
Wydawało jej się, iż nie zostaje obojętna także panu policjantowi, albowiem on sam zdawał się czarować kobietę uśmiechem i elokwencją.
Po powrocie do domu Anna nie potrafiła znależc dla siebie miejsca, jej zauroczone serce szalało na skutek nowego zauroczenia.
Nic juz nie było takie jak dawniej.
Do pracy szykowała się starnniej, ubierała się bardziej kobieco, aby uwydatnić swoją urodę i zwrócić uwagę pana policjanta, która nazajutrz miał znów zawitać do szkoły.
Znamiennie że ani mąz ani córka Milenka, ani anwet teściowie nei wiedzieli, że serce Anny zajął pan policjant.
W pracy nie brakowało nadmiernych stresów i obciązeń trudami wychowania trudnych klas.
Bywało,że polowa klasy uczniów to były dramatyczne przypadki przemocy, zaniedbań, braku wychowania.
Anna codziennie musiała podnosic głos, ażeby zmusić liczną klase do umiarkowanego porządku.
Jednakże nie było dnia, aby jakies niewychowane dziecko, doprowadzało wrażliwą nauczycielke do łez.
Codziennie, nauczycielka niemal składała siebie na ołtarzu, aby dotrwać w dobrym stanie do końca dnia.
Do pracy wysiadałą z autobusu, zawsze z duszą na ramieniu, czuła niepokój i wewnętrzne rozdygotanie.
Niekiedy nie potrafiłą zapanowac nad uczuciem paniki, jednakże na tle coraz bardziej gęstniejącej mgły, dostzregłą znajomy policyjny wóż.
Przystojny mężczyzna, niemal z piskiem opon, zatzrymał się tuż obok zdezorientowanej Anny.
-Pani Anno, o której pani kończy pracę? Musimy porozmawiac, bo wplynęła na panią kolejna skarga-aksamitny głos stróża prawa, wyrażał troskę.
Anna zamarła, poczuła ból w sercu oraz ogromne zaniepokojenie.
Przez jej umysł, przebiegały setki myśli, nie była w w stanie okiełznąć narastającego zdenerwowania.
-Kończe o trzynastej ale potem mam do piętnastej świetlice -odprała z niepokojem.
-Zapraszam na trzecią po poludniu, do sali sto dwadzieścia, tam na górze-odparł sucho, nie zaszczycajac zdenerowanej nauczycielki choćby przelotnym spojrzeniem.
-Dobrze będę-zgodziła się potulnie, przerażona nauczycielka.
Po plecach niedoświadczonej nauczycielki, przeszły zimne dreszcze.
Anna pojęła, iż ewentualna choroba byłaby wręcz dla niej wybawieniem, oznaczałaby dla niej odpoczynek od cięzkiej i niewdzięcznej roboty.
Surowa mina policjanta, nieco zbija ja z tropu, spodziewała sie większej wylewności lub choćby bardziej przyjaznego spojrzenia.
Dzień był trudny, dzieci pokazywały swoje nieobliczalne oblicze, dokazywały na tyle skutecznie, iz godziny lekcyjne zdawały się wlec w nieskończoność.
Kobieta cierpiała w samotnosci i niezrozumieniu.
Jednakże nie mogla znależc w kolezankach z pracy przyjaznych dusz, miała bowiem wrażenie, że jest przez nich wręcz obgadywana.
Jedynymi osobami, z ktorymi Anna najczęsciej rozmawiała i którym szczerze się zwierzałą byly trzy skromne panie sprzątające.
Z nimi po skończonej pracy, skromna nauczycielka z wielką ochotą dyskutowala o swoich troskach i trudnościach.
Kobiety znały się na swojej pracy jak malo kto, znały doskonale niesamowite historie dotyczące istnienia szkoly.
-Ta szkoła jest nawiedzona, tu pokutują stare duchy-zniżała głos do szeptu, najstarsza pracownica.
Anna poczuła przerażenie, miała wrażenie,że niewidoczne do tej pory dżwięki nabierają mocy, kształt i osobowość.
Czym predzej pożegnawszy sie z sympatycznymi pracownicami, ruszyła pieszo przed siebie do domu.
Myślała całą drogę o swej arcytrudnej pracy w nietypowej szkole, od nadmiaru emocji, poczuła silny ból głowy.
Jednakże całą soba pragnęła dla siebie spokoju i zwykłej rytuny, jednakże nie było jej ono dane, życia wystawiało kobietę do wiatru, za nic miało jej skryte życzenia.
Jej serce tymczasem nosilo ogromny ciężar, którego nie potrafiła zdzierżyć, narastało w niej nowymi falami, garnicząc z szaleństwem, jej serce wypełniały mysli o przystojnym policjancie.
Albowiem,życie małżeństwie zdawło się martwe, nie potrafiła sobie przypomnieć kiedy jej własny mąż okazał jej chocby odrobinę ciepła czy zrozumienia.
W domu była zaledwie kucharką, sprzątaczką i nianią dla córki, mąż niezbyt poczuwał sie do obowiązku zajmowania się własnym dzieckiem.
Z teściami nie miała wcale żadnych relacji, albowiem uważała ,że lepsza jest samotność niż ich toskyczne towarzystwo.
Jedyne co dawało kobiecie satysfakcje to uśmiechnięta córeczka, jednkaże dziecko bardzo często zapadalo na wszelkie dolegliwości.
Z natury Milenka była skryta, malomówna i raczej wycofana, nie zawsze byłą grzeczna, niekiedy dziewczynka dokazywała, potrafiłą zranić przykrym słowem.
Zazwyczaj dziecko powtarzało słowa teściów jej matki.
Zdażało się,że podczas obiadu dziewczynka, powiedziała wprost do matki," iż babcia uważa,że nie umiesz gotować, jesteś kiepską gospodynią, nie dbasz o męża ani o dziecko".
Bolesne slowa mocno uwierały kobietę, sprawiały,że synowa zupełnie nie chciałą utrzymywac kontaktu z teściami.
Mimo odrzucenia ze strony córki, matka kochała bezwarunkowo swoje jedyne dziecko.
Anna jednakże przywykła do niespełnionych i nieszczęśliwych miłosci.
Codziennie zasypiała przytulona do własnych marzeń, żyzcyła sobie wielkiej, spełnionej milosci.
W osobie obojetnego męza, mogła liczyć jedynie na samotność i niespełnienie.
Nie pasowali do siebie a mimo to trwali obok siebie, bo tak trzeba, ze wzgledu na córkę, bo takekonomicznie i zgodnie z przyjętą rutyną.
Który to rok im upłynał na snuciu się i zawieszeniu, jakby życie udawało, że istnieje.
Jednakże życie przeciekało gdzieś obok.
Anna tęskniła za innym życiem, pełniejszym i bardziej spełnionym.
Cierpiała na brak milości i czułości.
Mała Milenka, wszak wymagała troski i opieki lecz byla wymagajacym dzieckiem, które samo nie potrafilo sobie wymyslić zajęcia.
matka Milenki, dawała z siebie wszystko, jednakże bliskie jej byly uczucia frustracji i rozpaczy, zwłaszcza gdy ciezko jej było sprostac wymaganiom dziecka.
-Nie dobry twój obiad, nie zjem tej zupy, babcia zrobila lepszy obiad!-krzyczała córka po raz kolejny z rzędu, ignorując wysilki swej matki.
Jakże bolało, to matkę dziewczynki stałe porywnywanie matki do znienawidzonej babci.
Anna ie mialą kompleksów, bardziej teściowa kobieta była osobą zawistna i pełną kompleków.
Lata ciezkiej pracy w domu na rzecz domowników, brak satysfakcji zwodowej i pochlebstw męża, sprawiało,że teściowa stawała sie z wiekiem coraz bardziej zgorzkniała, zawistna i rozgoryczona.
Babcia Milenki najbardziej nienawidziła kobiet które osiągnęły zawodowe sukcesy, smukłych, spełnionych.
Ona sama byla ich przeciwieństwem.
Męża niegdyś ubóstwiał dziś po wielu latach została jej nienawiść i pogarda, wobec niewdzięcznika.
Anna znala na pamięc losy rodziny męża, dlatego nie chciałą być taka jak jej teściowa, marzyła aby być wierną sobie, swoim ambicjom i ideałom.
Anna podczas bezsennej nocy, leżac tyłem do meża na jednym niewygodnym łożku, gorzko rozmyślała o swej samotności w małżeństwie i o tym,że nazajutrz znów będzie musiałą wstac do pracy , rozmyslała o spotkaniu z przystojnym policjantem. Poczula rumienie na twarzy, natrętne myśli o męzczyżnie obudzily w niej namiętne mysli, pragnienia spełnienia i jedności.
Dawno zapomniane uczucia, znów dawały o sobie znać nie pozwalając jej samej zmuzyć zaspanych powiek.
Cierpiała, czuła fizyczny ból, za oknami powoli budziła się jutrzenka, zaś Anna udreczona myslami nie mogla zasnąc aż do teraz, kiedy powodowana zmęczeniem powoli stawała się senna i wyczerpana beznadzieją swego położenia.
Z oddali niosla sie upiorne pochrapywanie Pawła, które nie dawało jej potzrebnego wytchnienia.
Jej myśli nataraczywie wybiegały do spotkanie z policjantem.
Starannie przygotowała strój, bo wiedziała jak oczarować policjanta.
Miała przeczucie,że przystojny stróz prawa, inaczej spogląda na nią kiedy jest przyodziana w krótką spódnicę a inaczej kiedy założy spodnie.
Liczyła,że wiosenna aura, pozwoli jej przyjść w kusym stroju do pracy.
Stresujaca praca w szkole, stała sie coraz większą rutyną, choć nie zawsze ogarniała dyscyplinę, potrafiła jednak ciekawie poprowadzić zajęcia.
Ciężkie i traumatyczne przeżycia dzieci, coraz mniej przerażały młoda nauczycielkę.
Potrafiłą w trudnych chwilach zachowac zimną krew i zaradzić trudom uczenia i dyscyplinowania niesfornych uczniów.
Jednakże były w tygodniu wyznaczone tylko dwa dni, kiedy to policjant miał obchód wokól szkoły, niekiedy prowadził wywiady z wybranymi nauczycielami, do tej roli zawsze pilnie stawiala się Anna.
Nazajutrz, spodziewała się znów spotkania z przystojnym stróżem prawa.
Świat Anny zdawał się kurczyć i zawierać osobę przystojnego policjanta.
Niekochana, umęczona codzienną rutyną, co noc wzdychała do nowego znajomego.
Mimo,że dzieliła stosunkowo szerokie łoże z dawną niekochanym mężem, jej serce przepełniała tęsknota za miloscią, inna nową, nieznaną.
Z męzem nie ukłądało jej się wcale, nie mogła liczyć na jego czułość i oddanie.
Właściwie byli sobie obcymi niemal ludżmi, lokatorami przeznaczonym do wypełniania codziennej prozy życia.
Tymczasem święta wielkanocne zbliżały się wielkim i krokami, Ania radowała się, czekajacymi ją wolnymi od pracy chwilami, jednakże teskniła za przystojnym policjantem.
Pochlonięta obowiązkami domowymi, usiłowała wyprzeć niewygodne, napływajace do serca slowa jakie słyszała od zazwyczaj uprzejmego stróża prawa.
-"Pani Aniu, prosze się skupić, który uczeń to najgorszy gagatek, zdaniem pani?"
"Pani Aniu, mamy ręce zwiazane, nic nie możemy zrobić. Pani jako pedagog, co by nam zaleciła na tę trudną sytuację?
Anna lubiła otwarte pytania, wówczas mogła blysnąć wrodzoną i nabytą nade wszystko zaimponować policjantowi, który lubił sluchać wszelkich wynurzeń.
Gdy Anna skończyła opowieśc o bojce dwóch często dorośle zawistnych i niewychowanych uczniów, poczuła coś w rozdaju ulgi i spokoju.
Wtedy spoglądała w brązowe oczy swego sluchacza i czuła jak przepełnia ją duma i spływa na nią spokój, oglądałą się w nieodganionym spojrzeniu pana Marcina.
Rozdział III
Jednakże swoje domysly musiała głęboko ukrywać, ile razy podczas bezsennej nocy, marzyła i dumała o gracym romansie, ktorego jej smutne życie poskromiło.
Gdy nazajutrz zbliżały się święta wielkiej nocy, Ania wiedziała,że nie chcialaby za nic w życiu pojechać do obcych teściów i z nimi zasiąść przy stole i zmuszać się do sztucznej uprzejmości.
Gdy tylko piękna jutrzenka wzeszła, gdy słońce pierwsze promienie słońca udzielało i przyglądało się w szybach domów i mieszkań.
Z odległej katedry niosły się echa pieśni, "Kiedy ranne wstaja zorze".
Anna zerwała się pierwsza po nieprzespanej nocy, pierwsze co zrobiła to naszykowala solidne śniadania dla domowników.
Czekała do póżnego popoludnia kiedy domownicy wstaną i rozpoczną świętowanie radosnego dnia.
Obudzili się godzinę póżniej, bez dobrego nastroju, zagniewani i żli za poranną pobudkę i niestarannie naszykowane ich zdaniem śniadanie.
Annie mimo zmęczenia towarzyszyła jeszcze frustracja i uczucia osamotnienia .Jednakże z podłym nastrojem kobieta dawała sobie po swojemu radę, gdyż jej myśli nieustannie wybiegaly do osoby policjanta,
Gdy jej córka i mąz szykowali się do wyjazdu do rodziny pawła, Anna udawał skutecznie silny ból migrenowy, aby tylko znaleźć pretekst aby nie spotkac się z niechcianymi znajomymi.
Gdy tylko z hukiem zamknęły się drzwi za członkami swej najbliższej rodziny, Anna nie poczuła smutku lecz jakieś chwilowe uczucie potrzebnego spokoju i odreagowania zmęczenia.
Miała cały dzień dla siebie, poczatkowa ulga pzreszłą w strapienie.
Gdyby miała przy sobie chociaz Milenkę, mogłaby z dziewczynką wybrać się na spacer, ugotować spagetti lub upiec ciasteczka, lub zwyczajnie pobawić się misiami.
Nie było jej dane dalsze rozmyślanie, gdyż niecierpliwy dzwonej u drzwi, zwiastował przybycie gości.
Poderwałą się nerwowo, niemal zalewajac herbatą klawiaturę od komputera.
Gdy wyszła na przeciw, zobaczyła przed sobą znajomych policjantów, starszego i mlodszego, jednakże żaden z nich nie był jej marcinem.
Podniosła na nich wzrok i zauwazyła, że panowie w milczeniu przyglądaja się kobiecie.
Dopiero teraz spostrzegła,że jej ubranie w miejscach intymnych zdardzają mokre plamy po dopiero co rozlanej herbacie.
Jej policzki zaczęły płonąć zażenowaniem, dziękowała losowi, że w takim stanie nie zoabczył ja ulubiony policjant.
Kobieta pośpiesznie oddaliła się w głąb mieszkania, nie tłumacząc się gościom.
W błyskawicznym tempie, przyodziała świeżą bluzę i czyste dzinsy.
Gdy przyjrzałą sie w lustrze, które minęła po drodze, zauwazyła własny poploch i potargane włosy.
Czym prędzej wróciła do zdunionych gości, napotkało ich tak samo nieodgadnione spojrzenie, jak poprzednio.
-Nazywam się aspirant Adam Brona. Prowadzimy dochodzenie w sprawie zaginiecia, starszej stażem nauczycielki ze szkoly w Chrzanie, chodzi o Krysytynę Gwint, znalą ją pani?-pytanie skierował starszy policjant.
-Niezbyt dobrze, ale o co chodzi?-Anna uslyszła własne zakłopotanie.
-Od kilku dni ta pani nie daje znaku zycia. Podobno pani lubiła z nia rozmaiać głownie podczas przerw i dyzurów na korytarzu-wtracił się mlodszy policjant.
-A skąd wy to wiecie? Przecież wymieniałam z tą miłą panią jedynie uprzejmości i nic ponadto-odparła po dłuższym namysle Anna.
-Kiedy może pani złozyć wyjaśnienie w tej sprawie?-pytanie padło jednocześnie z ust obu przybyłych.
Anna rozejrzała się trwożnie dookoła własnego domostwa, nie chciała, by jakis wścibski sąsiad miał powody do plotkowania.
Gdy kobieta powróciła do swego pokoju, by przetrawić zasłyszane sensancje, poczuła silne pulsowanie w skroniach.
Jej cierpienie się wzmogła, nagle pojęła,że właściwie wogóle nie znała pani Krystyny.
Kobieta raczyła mlodszą kolezanką, jedynie zdawkowymi informacjami o swojej rodzinie, o nieczułym męzu oraz studiujacym synu. Była z niego dumna. Praca chociaż uwierała każdego nauczyciela, nie była jednak pozbawiona satysfakcji.
Uśmiech dziecka czy solidne przytulańce była dobrą nagroda za ciezką pracę na rzecz szerzenia oświaty.
Pani Krysia, mogła byc nieco po 40tce, lub nawet być przed czterdziestką.
Ubierała się nieco bardziej mlodzieżowo, jakby chciałą się spodobać lub zwrócić na siebie większa uwagę.
Krązyły an jej temat plotki,że zakochałą się w miejscowym nieco mlodszym od siebie bardzo przystojnym wikarym.
Długo i wnikliwie dumała o zaginionej koleżance, usilowała nawet dodzwonić się do innych koleżanek ze szkoły, jednakże pojęła, że w z racji przeżywanego obecnie świeta wielkanocy, nikt nie będzie chciał z nią rozmawiać.
Polozyła się na na kanapie, za oknem wzmógł si gwałtowny poryw wiatry, ciemne chmury upiornie zmieniły oblicze wiosennej dotychczas aury.
W tej samotnej chwili, dotarło do niej, jak bardzo tęskni, jak mocno potrzebuje bliskich,ile by dała by córka i jej rodzeństwo byli teraz przy niej.
Nienawidziła teściów, ludzi obcych, ozięmbłych i podlych, z ktorymi nigdy nie potrafiła i nie chciała ani rozmawiać, ani nawet ich z daleka oglądać.
W tej trudnej chwili zatęsknila nawet za osoba pani Gwint, za jej życiowymi i praktycznymi poradami, jak dobrze uczyć by dzieci sluchały, doradzała na temat pielęgnacji kwiatów w ogrodzie.
Zapamietała także popisowy przepis pani Krysi na pyszny sernik, ktory jeszcze tydzień temu, kobieta jej podyktowała, twierdząc,że taki przysmak zawsze wychodzi, jesli wszystkie składniki sa dobrze i po kolei dodawane.
Znamietne gdy tylko poderwała się na nogi, odzyskawszy siły poczuła ulubiony piżmowy zapach pani Gwint.
Odgoniwszy senność i silne zmęczenie, zabrała się za przygotowanie i pieczenie popisowego dania.
Praca szła kobiecie wyjątkow pręznie, mialą przeczucie jakby ktoś jej istotnie pomagał.
Zdziwiona była także, że potrzebne składniki na sernik, jakby same się odnajdywały i domagały przygotowania.
Nie zwlekała z dzialaniem, pracowała jakby napędzana niewidzialną siłą, wkrótce jej uczom okazał się najbardziej idealny, gotowy i pachnący sernik.
Kobiete rozpierała duma, albowiem dawno nie wykonała samodzielnie taki, znakomity wypiek.
Gdy tylko układała na stole efekt swej pracy, ktos znów zapukał do drzwi, tym razem z radością powitała swoich wytęsknionych domowników.
Przyjechalą jej siostra z bratem, zaraz potem wrócił mąż z córką.
Dzień został uratowany, Anna poczula nagłe wzruszenie, kiedy częstowała przybyłych własnym , jakże udanym wypiekiem.
Anna kraśniała gdy słyszała komplementy, tego jej było trzeba.
Kobieta dlugo wtulała się w ciepłe serduszko córki, podała dłoń bratu i głaskała czule głowe siostry.
W tym przyjemnym gronie, zapomniała o zaginionej koleżance i przestała myślec o swym tajemniczym, przystojnym policjancie, o ktorym nie powiedziała jeszcze nikomu.
Jednakże święta minęły drastycznie szybko, Anna żałowała powrotu do pracy. Nie lubiła poranków i nieustannego pośpiechu, bieganiny. Nie mogła tej nocy zmrużyć oczu,rozmyślała, zazdrościła córce i mężowi ich głebokiego, spokojnego snu. sama zaś spędziła noc na bolesnych rozmyslaniach, nie potrafiłą znależć chwili wytchnienia, nawet w trakcie snu.Wyobrażnia napierała swoją czarną, nocna grozą.
Uwielbiała samotne chwile z książką przy kominku lub podczas zabaw z córką, wtedy czuła, że zyje najbardziej, wtedy odczuwała realny życia sens
Jednakże osoba pani Gwint, wciąz powracała w jej myślach i wspomnieniach.
Obie kobiety połączyła tak najbardziej samotność w związku, obie zakochały się w innym mężczyżnie.
Przystojny wikary, należał do miejscowej parafii, słynał z piekielnej urody i niedostepności a także płomiennych kazań. Krysia od czasu, gdy ksiądz Rafał został przyjety do parafii w Chrzanie, stała się bardziej tajemnicza i rozmarzona.
Oprócz codzienności, zwierzałą się także z tego,że swymi pysznymi senikami, obdarowywałą także wikarego.
Ksiądz nigdy nie dziekował, jedynie pozwolił się kobiecie wygadać, potrafił słuchać.
Pani Krysia uwielbiała opowiadać, mówiła duzo i chętnie, jesli tylko znalazła dobrego słuchacza.
Ania podczas bezsennej nocy, przypomniala sobie jeszcze,że w szkole pracował pewien sympatyczny portier Adam, który dobrze znał panią Krysię, widziała jak nader często rozmawiali, mieli swoje sekrety.
Postanowiła, że ten sympatyczny, jowialny mężczyzna w nieokreślonym wieku, może znać prawdę.
Intuicja nie zawiodła Anny, niespodziewała się jednak tak strasznej prawdy.
Nazajutrz, skoro nastał poranek Anna zabrałą się za codzienne, rutynowe obowiązki domowe; udała się na zakupy, zrobiła śniadanie dla domowników. Mąż zjadał łapczywie, lecz córeczce jak co rano nie dopisywał apetyt, co mocno zdenerwowało kobietę.
Anna pospiesznie udała sie na przystanek autobusowy, mimo iz zaczynał się dopiero dzień, kobieta czuła się wyjatkowo zmęczona.
Żałowała, że dziś nie jest niedziela lub chociaż ostatni dzień świąt, oddałą by wszystko aby zasnąć, odpłynąć.
Codzienność dawała o sobie znać swoją szarą rutuną i koniecznością wykonywania niechcianych obowiązków.
Uczniowie, dawali nauczycielce mocno do wiwatu, kobieta nie była w stanie zachować spokój, czułą jak serce jej dygoczę strachem, lękiem i niepokojem.
Dawała z siebie wyjatkowo dużo, opowiadała, tlumaczyła, dokazywała, jednakże dzieci nie dawały jej odetchnąć.
Z ulga zakończyła swoje lekcje, przetarła zmęczone powieki. Dobitny dżwiek dzwonka świadczył o zakończonym dniu w szkole. Jednakże Anna wcale nie planowała powrotu do domu, jej kroki same zawiodły kobiete na portiernię, gdzie napotkała pana portiera, zajętego przegladaniem swego telefonu.
-Panie Adamie, musimy porozmawiać-odparła Anna zajmując wolne miejsce obok starszego pana.
-O co chodzi Aniu?-mężczyzna po dłuższym namyśle podniósł na kobietę wzrok.
-Pan się domyśla, że chodzi o Krysię. Nie ma od jakiegoś czasu tego policjanta, sprawa ucichła. Boję się,że to cisza przed burzą-rzekła kobieta.
-Cicho nie przy ludziach. No zobacz jakich ciekawskich tu mamy dookoła. Porozmawiajmy na zewnatrz, ale tylko na chwilę-odparł konspiracyjnie, zapalajac papierosa i oddalajac się na zewnatrz.
Kobieta pełna niepokoju, wyszła na chłodne podwórko.
-Anno, ci policjanci to skończeni debile. Za dużo mają widac tej dodatkowej roboty papierkowej, skoro nie potrafia wytypować sprawcy. A przecież to jest jasne jak słońce. Mówiłem ci już, że dość dobrze znam Krysię, to moja dalsza kuzynka-dodał męzczyzna zaciagajac się papierosem.
-Prosze mówić, to wszystko takie starszne-żachnęła się kobieta.
-Moim zdaniem tropy prowadzą to księdza wikarego, ona coś do niego czuła, ona tez nie byla mu obojetna. Tylko ten wikary Łukasz, nie był do końca normalny, mial bzika na swoim punkcie. Chcial być święty i nieskazitelny ale dusze miał czarną i zakłamaną. Porafil dobrze odgrywac rolę świętego, wielu dawalo się nabrać ale nie ja-odparł szybko, nerwowo się rozglądajać.
-Jak to wikary, ten katecheta, co jest taki tajemniczy? Coraz rzadziej się ostatnio pokazuje. Dawno go nie widziałam-zamyśliła się kobieta spoglądajac na niebo zasnute ciemnymi chmurami.
-On był juz na wielu parafiach, zawsze pozostawiał po sobie smród i grube policyjne kartoteki. ostatnio slyszałem,że znowu prosił proboszcza o przeniesienie na nową parafię. to jego stała taktyka-odparł pan Adam.
-A rozmawiał pan o tym z policją?
-Pewnie i to wiele razy, ale zostalem wyśmiany bo nie mam dowodów. Nawet prosilem aby przeszukali jego plebanię. I usłyszałem,że się naoglądałem nieodpowiednich filmów i sprawę umorzono-głos portierowi zadrżał z emocji.
Z nieba zaczął padać coraz bardziej obfity deszcz.
To co usłyszała Anna, wprawiło ją w oslupienie.
Wiedziala,że jej znajomość z panem portierem zostanie zacieśniona.
Postanowiła,że nie zostawi tak tej bolesnej sprawy, musi się nad ja pochylić, byla to winna pani Krysi, którą bardzo sobie ceniła, mimo, iż znaly się zaledwie kilka miesiecy.
Anna po powrocie do domu, nie potrafiła się skupić nawet na najprostszych, przyziemnych sprawach.
Córka tego dnia domagała się wyjątkowej uwagi, mąż zajęty własnymi sprawami przy komputerze, nie okazywał Annie prawie żadnego zainteresowania.
Anna tymczasem tuliła córkę, wyjątkowo często, jakby chciała sobie samej pomóc, siebie samą przytulić.
Mała Milenka paplała o swoich koleżankach, o katarze kolegi, o nowej nauczycielce, która cały dzień krzyzcała by zdyscyplinować wrzęszczacych wychowanków.
Jednakże mysli Anny wybiegały do osoby tajemniczego wikarego, który prawie z nikim nie nawiazywał rozmowy, był niczym duch, który żwawo przemieszczał się korytarzami szkoły, jakby nie przychodził do pracy lecz bardziej nawiedzał szkołę.
Matce Milenki utkwiły w pamięci obrazy, Krysi, ktora za wszelką cenę usiłowała nawiązać kontakt z młodym księdzem, często sama inicjowała z nim kontakt.
Jednakże młody ksiadz, którego imienia nie zdołała sobie przypomnieć, najczęściej obdarzał kobietę obojętnością lub spogladał spodełba nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Zapamietałą, że jeszcze na kilka dni przed zaginięciem, Krystyna niemal wybiegłą za wychodzącym katechetą, wymienili kilka zdań, po ktorych Krysia poczuła smutek, wręcz przygnębienie, bo jej głowa jakby zawisła smtkiem, a na twarzy wykwitł grymas smutku.
Anna miala w planach pobiec za kobietą, lecz akurat w tym momencie piastowałą dyzur na korytarzu, zatem nie mogła oddalić się za powracajaca do pokoju nauczycielskiego, koleżanką.
Niestety, to był ostatni raz kiedy widziała lubianą nauczycielkę.
Matka z córką układając z klocków domek dla lalek, bawiły się doskonale, Anna cieszyłą sie,że moglą odetchnąć od bolesnej codzienności.
Zazdrościła małej pełnej beztroski, kobieta oddałaby wszystko aby na powrót stać się dzieckiem, przeżywać dziecinne sprawy na sposób piękny, dziecinny.
Jednakże portier nie próżnował, po kolejnej nieprzespanej nocy, wybudzonym dziwnym koszmarem, nie potrafił na powrót pogrążyć się we śnie.
Nazajutrz miał wolne w pracy, przeżywał swój niemal realny jakby żywy sen na jawie; przyśniła mu się bowiem smutna kuzynka, która jakby zamknięta w piwnicy plebanii, usilowała wezwać pomocy.
Portier po dłuższej chwili namysłu, pzrewracajac sie z boku na bok, cicho by nie budzić pogrążonej we śnie żony, na paluszkoach udał się do kuchni, tam spożył wczorajsze kanapki, popił zimną colą, przemył twarz i ubrał się w swoje zwykłe ubrania, po czym udał się pieszo w stronę pobliskiej plebani.
Jego myśli bładziły, każda kolejna wydawała się bardziej szalona od poprzedniej, jednakże silne przynaglenie prowadziło go do oddalonego zaledwie kilometr drogi od domu księży.
Kiedy nogi zaniosły mężczyznę pod budynek plebani, powoli wstawała jutrzenka, kontury dnia zadawły się odradzać, ptaki jakby po swojemu się nuciły melodię, "kiedy ranne wstają zorze".
Pan Adam, rozglądał się dookoła, doskwierał mu niepokój i jakby obecność kogoś jeszcze, mimo, że nie było nikogo w zasiegu jego wzroku.
Samochody duchownych stały zaparkowane równo wokól placu okazałego budynku, który przywodził na myśl zacny pałac.
Portier stał czujnie i obsewował z bezpiecznej kilkunastometrowej odległości, ukrył się za rozlożystym kasztanowcem i ponad wszelką wątpliwość zauważył, że z piwnicy plebani wydostaje się sylwetka, wysokiego, postawnego mężczyzny, najpewniej młodego księdza.
Portier zapalił paierosa, w oparach dymu poczuł się pewniej, jego odwaga zwycięzyła z nieśmiałością, skierował sie w stronę ogromnej plebanii.
Zastał postawnego, przystojnego wikarego, który pracował metodycznie, ogromne gabaryty wnosił i wynosił, a to do środka i znów na zewnątrz, do starnnie wykopanego dołka, znajdujacego się w w mrocznej stronie ogrodu, odalonego kilka kroków od piwnicy.
Pan Adam przystanął w połowie drogi i usiłował dociec sensu fizycznej pośpiesznje pracy w srodku nocy.
-Szczęśc Boze ksiedzu-zakaszlał portier, porzucaja niedpale niedopałek i zaskakując swą obecnością pracujacego jak automat młodego księdza.
-Co pan tu rob?-spojrzał przez ramię trwożnie, młody duchowny, nerwowo porzucając sporej wielkości pakunek.
-Nie mogę spać, wyszedłem na spacer z psem, bo domagał się spaceru o tej porze i tu mnie skubany przyprowadził-skłamał na poczekaniu starszy pan.
-Tak, a to ciekawe, nie widziałem tu żadnego psa- w głosie ksiedza dało się usłyszeć przerażenie.
-A to pewnie uciekł, poczekam tu na niego-odparł starszy pan.
-Panie, tu nie wolno nikomu przebywać, prosze wracac skad pan przybył. Żegnam-krzyknął duchowny, odwracajac się od intruza.
-A można wiedzieć co pan ma w tych workach i co pan tak gorliwie robi o tej porze?-chciał wiedzieć starszy pan.
-To nie pana interes.Żegnam!-zagrzmiał wikary, zatrzaskujac z hukiem cięzkie oddrzwia prowadzące do piwnicy.
-A może i mój interes. Jak mi ksiądz nie powie co znajduje się w tych workach to nigdzie się nie ruszam-zagroził.
-Pan oszalał. Ja tu jedynie utylizuje odpady, zgodnie z zasadami ekologii. W ciagu dnia mam dużo innej roboty, proboszcz mi stale coś dorzuca, jak widzi pan nie odpoczywam. Prosze już sobie pójść!-wikary wykrztusił nerwowo ostatnie słowo i spojrzał przez ramię na starszego pana.
-Prawie ma ksiądz przekonał, ale ja tu wrócę-odrzekł portier, powoli odchodząc. W duchu postanowił,że jutro o tej samej porze przyprowadzi ze sobą owczarka niemieckiego, który tego dnia został w domu.
Jutro o tej porze pan Adam, spodziewał się dokonać makabrycznego odkrycia. Tej nocy starszy pan nie potrafił zmrózyć oka.
Wciąż przed oczami stanęły mu czarne, makabryczne worki, jakby wypełnione rozkawałkowanymi ludzkimi zwłokami.
Zbudził sie jeszcze przed świtem, poszedł na spacer ze swoim owczarkiem, nie potrafił cieszyć się pieknym, bezchmurnym dniem, który powoli wstawał. Uporczywie myslał o swej mlodszej kuzynce i jej dziwnym losie. Dlaczego policja, nie potrafi rozwikłać, jego zdaniem takiej prostej zagadki? Komu. by zależało aby pozbyc się takeij, dobrej, cichej i uczynnej kobiety? Komu mogła, ta niewinna istota wadzić?
Praca nauczycielki, chociaż wymagała od kobiety sporo trudu i poświęcenia, jednakże oddawała się swym obowiązkom, bez reszty i narzekania.
Miała male grono znajomych, nie była osobą towarzyską, raczej stałą na uboczu.Chociaż nie tak zupełnie; Krysia lubiła przystawac obok przystojnego wikarego, wówczas nie sprawiała wrażenia osoby wstydliwej, raczej stawała się coraz bardziej otwarta i jakby piękniejsza i bardziej przebojowa, jakby kobieta miałą jeszcze jedno oblicze.
Portier nie potrafił zagadowego zadania. Jednakże pan Adam miał jeszcze kilka tajemnych pasji;czytał z zainteresowaniem wszelkie tanie i populistyczne kryminały. Potrafił zawsze, bezsprzecznie szybko, bezbłędnie wytypowac sprawcę.
Jego intuicja nie mogła się mylić, mimo to, po zrobieniu skromnych zakupów, nogi same poniosły mężczyznę w stronę miejscowej plebanii.W oczy rzuciły się męzczyźnie bardzo starannie zadbany trwnik, kilka drzew owocowych jakby wtulonych do garażu, kostka brukowa idealnie okalajaca wejscie okazałego budynku.
Obszedł okazały budynek, pies zachowywał się nadzyczaj spokojnie, nie węszył, lecz jakby z oporem zbliżał się do mieszkania księży.
Portier, zawachał się, bo zegar kościelny wybijał dokładnie godzinę siódmą rano, o tej porze zaczynała się pierwsza msza św. Mężczyzna nie zbliżał się do kościoła, wiedział,że poranki sa zarezerwowane dla proboszcza.Wikary zazwyczaj o tej porze, szedł do szkoły uczyć religii bądź jeszcze spał.Rozmyślania portiera, przerwało ujadanie obcego ogromnego podobnego do wilka psa, który swoim przybyciem przestraszył intruza. Pies, wilczur patrzał wilkiem na przybyłych i ukazujac ostre kły, był gotowy do ataku. Adam dojrzał, w oknie postać wikarego, który wykonywał dziwne gesty, jakby chciał przepędzić nieproszonych gości.