• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Słowa malowane życiem.

Mój blog będzie dotyczył życia. Znajdują się tu słowa życiowe, o życiu i za życiem.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Wrzesień 2025
  • Marzec 2025
  • Luty 2025
  • Październik 2024
  • Lipiec 2024
  • Czerwiec 2024
  • Luty 2024
  • Wrzesień 2023
  • Czerwiec 2023
  • Luty 2023
  • Listopad 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Maj 2022
  • Luty 2022
  • Styczeń 2022
  • Wrzesień 2021
  • Sierpień 2021
  • Kwiecień 2021
  • Styczeń 2021
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Listopad 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Maj 2019

Archiwum 23 września 2025


Między wami trollami.

Rodział I

Nie potrafiła o nim zapomnieć. Już minął kolejny rok pustki i życia bez niego. Znali się tak krótko-zaledwie rok. A jednak pozostał w jej sercu na zawsze. Nie byli małżeństwem, nie byli nawet narzeczeństwem, nigdy ze soba nie chodzili. Znali się przelotem. Poznali się w pracy. Ona nie planowała tego burzliwego uczucia, broniła się. Nie czekałą na miłośc nie szukała uczucia. Uczucie nieodwzajemnionej miłości samo do niej przyszło i zagosciło zupełnie nieproszone.

Nie wierzyła w miłość, ale podczas bezsennej nocy marzyła o wielkiej i pieknej miłosci, odwzajemnionej. Była profesorką, wykładała na wyższej uczelni. Lubiła swoją pracę za przewidywalnośc, te same rytuały, oraz te same wykłądy z roku na rok identycznie niemal wygłaszane, lecz powiedziane innymi słowami. Nigdy nie wyszła za mąż. Była dobrze po czterdziestce, jej uroda więdła powoli i nieubłagalnie. Kilka miesiecy temu dowiedziała sie,że jest śmiertelnie chora na nowotwór złośliwy.

Choroby się spodziewała, była nawet przekonana,że choroba nowotwora wcześniej niz pożniej  ją dopadnie i rozprawi się z nią bezlitośnie, tak jak śmierć postąpiła z jej matką i chrzestną.

Obie krewne jej  kobiety, nie walczyła długo z nowotworem, zmarły po kilku latach straceńczej walki.

Była przekonana, że i ona sma dołączy do grona chorych i dość szybko odejdzie z tego łez padołu, bez żalu i refleksji.

Nie kochała swego życia. Jedynie co pozwoliło jej żyć, to fakt,że pracowała niczym automat. Nie kochała i nie była przez nikogo kochana.

Ponad wszelką watpliwość, wiedziała,że pragnie miłości-lecz ona nigdy nie była jej pisana, nigdy nie kochała ze wzajemnością.

Nienawidziłażzycia za to, zenigdy nie brało pod uwagę jej upragnionych pragnień i marzeń.

Ono wypełniało swoje nakazy i przykazania. Nigdy nie pytało nikogo o zgodę ani o zdanie.

Kochała tylko matemetykę, ona zdawał się policzalna i przewidywalna. Lubiła wzory, reguły , wykresy i zadania.

Z nimi rozprawiała się szybko i sprawnie.

Nie radziła sobie tylko z zadaniami, które stawiało przed nia jej własne niewprzewidywalne życie.

Nie kochałą i nie była kochana.

Jej włąsne życie minęło na rozwiązywaniu zadań i stawianiu ocen innym.

Nie zaznalą miłosci od nikogo- tego była bardziej niż pewna.

Uczyła się w szkole bardzo dobrze, byłą przekonana, że w ten sposób wykupi sobie miłość rodziców.

Rodzice nie docenili poświecenia, byli przekonani,że tak musi być, że to nic nadzwyczajnego uczyć się na samych piątkach.

 

Jak to moźliwe, że młodość minęła tak szybko? Minęły zabawy i jakieś przyjemności młodzieńcze, czasy studenckie, dzieciństwa chyba nie miała wcale, bo zupełnie go nie pamietała.

 

Najbardziej utkwiły jej w pamieci zakochania zazwyczaj te nieszczęśiwe i nieodwzajemnione.

Tylko takie miałą wspomnienia, tkwiła po uszu w nieodwzajemnieniu i cierpieniu.

Ile jej biedne sercu musiało pomieścić w sobie bolesnych uczuć i niekochania - wiedziała o tym, tylko ona sama.

Rozdział I

Barbara pracowała jako wykładowczyni matematyki w Wyższej Szkole Zarządzania.

Co rano pokonywała trasę autobusem z wioski z miejsca miejsca zamieszkania Konica do Kotowa, gdzie mieściła się jej praca.

Lubiła swój zawód, najbardziej rozumiała matematykę.

Juz jako mała dziewczynka,zawsze musiała na siebie liczyć. Rodzice jej to zapracowan i sredniozamożni profesorowie, którzy żyli praca i dla pracy.

Mała Basia, była przekonana, że wszyscy rodzice wstają skoro świt,  by pójść do pracy. Dzieci wychowują się same i broń Boże nie moga być ciężarem dla rodziców. Muszą przynosić wyłacznie dumę i tylko świadectwa z czerwonym paskiem. Nie mogli sobą obciążac zapracowanych rodziców, nie być ich cięzarem, tylko dokładąc się do wspólnego dobra.

w takim bowiem duchu została wychowana a raczej namaszczona jedyna córka państwa nauczycieli.

Ich życie pełne wojennej grozy i okrutnej pozogi, zaznaczone czasami wojennymi, było owiane czarną dymną tajemnicy.

Nigdy nie rozmawiano o dawnym strasznym czasie, wyparto je ze świadomości

W domu się nie wypoczywało, tylko wypełniało swoje żmudne obowiązki, wychodziło na koncert, do teatru, czasem do znjajomych i znów się wracało się do domu, aby przygotować się do pracy.

Taki zwyczajny, prosty i przewidujący schemat obowiazywał rodzinę Barbary od zawsze.

Nie było miejsca na czułości, ani na sentymenty, a najbardziej nie było miejsca dla miłości.

Rodzice Barbary pobrali się bez miłości, z rozsądku, żyli pracą i w chłodzie emocjonalnym.

-Baska, nie czytaj tych bzdur romantycznych, prawdziwe życie nie ma nic wspolnego romansem-mawiała matka dorastajacej dziewczynce.

Basia potulnie odkładała nieprzeczytaną ksiązkę i wciąż myślała o bohaterach znanych z powieści.

Jej samotny świat zaludniały fikcyjne postaci z literatury a nade wszystko coraz bardziej zawiłe zadania amtematyczne.

Świat liczb, zawiłych zadań dotyczący matematyki pokochała na swój umysłowy i logiczny sposób.

Lubiła przewidywalnośc i komtrole nad zadaniem, bezpiecznie dozowała sobie sama rózne logiczne zadania i sama siebie mbilizowała do poszukiwania niebotycznych i niebanalnych rozwiazań.

Całą młodość i niemal całe dzieciństwo ćwiczyła ssój ścisły umysł powierzajac sobie coraz bardziej skomplikowane układy i równania.

Im bardziej i dogłębniej opanowywała matematyczne zbiory, tym czuła wieksza satysfakcje i sprawczość.

Nie miała kolezanek ani kolegów, nie rozmumiała ich plytkiego świata pełnego głupiej paplaniny, plotek i zawiści.

W pracy szczerze Basi zazdroszczono umijętności matematycznych, opanowania, nagród, wyróżnień, dobrej opini znakomitej pani pedagog.

Nigdy nie wikłała sięw  niepotrzebne relacje, żyła pracą i dla pracy. Nigdy sobie nie ulozyła życia, chociazzakochana była kilkakrotnie -zazwyzcaj bez wzajemności

Odkąd pamięta, od zawsze uciekała w samotne, długie wieczory w bezpieczny świat zagadek matematycznych i fikcyjnej fabuły.

Zaczytywała się bowiem w romansach, wtedy kiedy rodzice spali lub byli daleko niej.

Pewnej smutnej i zimnej jesieni, dojrzała w starej powieści Jane Austen, zasuszony kwiat, by w dalszej częsci ksiązki dostrzec, skrzetnie uktyty, niemal wklejony do posłowia- stary, pozółkły  list. 

Autorem była pewna Karolina o nieczytelnym rozmytym nazwisku.

Z bijącym sercem, Basia rozwarła staranie zaklejoną kopertę, jej oczom ukazał się równy rząd drobnych literek okraszony czerwonymi serduszkami, kreslonych rękoma najpewniej zakochanej kobiety.

Adresatem listu był Krzysztof Barski, ojciec Basi.

Wzdrygnęła się i zaczełą czytać z zapartym tchem, to co udało sie jej rozszyfrować z pożółkłej, zatęchłej strony wypełnionej dawnym, rozmytym atramentem.

 

 

 " Drogi ukochany moj  Krzysztofie"

Nie zdajesz sobie sparwe jak bardzon cierpię, nie mogę spać. Moje życie straciło sens.

Dlaczego wybrałeś za żonę Hankę, której nie kochasz?

Wybrali Ci ją twoi i jej rodzice, bo pochodzicie z tej samej kasty.

Przecież, twoi rodzice nie będą musieli żyć z twoją zoną tylko ty. Oni sa już bardzo wiekowi i schorowani.

Boli mnie gdy widzę was razem trzymajacych się za rekę.

Ja takze jestem w ciąży.

Pamietasz ten jeden, jedyny raz - wtedy kiedy się spotkaliśmy za kościołem na polanie, tam potem doszło do naszego szybkiego i gorącego zbliżenia-efektem tego jest moja ciąża, urodze chłopca.

Pamiętasz jak mi powiedziałes że musisz się ozenić z Hanną, bo ona się spodziewa waszego dziecka-córeczki.

W tym samym czasie, ja równiez zaszłam z tobą w ciąże.

Czuję jak rośnie we mnie owoc naszej namietności.

Nigdy Cię nie zapomnę.

Jeżeli urodzi się syn nazwę go Krzysztof.

 

z wyarzami miłości

Karolina K. "

 

 Barbara długo jeszcze trzymała kurczowo, starą pożółkla kartkę, która niemal przewróciła całe jej życie do góry nogami.

Poczuła, że brakuje jej tchu. W skroniach tkwiło bolesne napięcie. Chciała krzyknąć, przywołać ojca, zadać mu tak tak wiele nurtujących ją pytań, lecz jej rodzice nie żyli od dobrych kilku lat

Poczuła bolesne ukłucie w sercu i  dziwne łkanie w duszy. Pojęła,że ma brata, jednak nie jest sama na świecie.

Barbara wzdrygnęła się na samo wspomnienie relacji jej rodziców. Ubolewała nad ich nieudanym małżeństwem.

Nie rozumiała jak można było tak zaprzepaścić swoje życie dla pseudomiłości.

Po co ludzie tkwią ze sobą a raczej obok siebie, przecież samotnośc najbardziej uwydatnia sie w relacji pozbawionej miłości.

Barbara nie miała watpliwości,że ona tak nie zmarnuje swego życia. Dlaczego miłość musi tak  boleć i zniewalać.

Pięła się po samotnej drodze do sukcesu i nie odzcuwała z tego powodu szczęścia.

Rodzicetak ją zaprogramowali, a by uczuła się dużo i najlepiej.

Nie była nigdy ani spełniona ani kochana.

Jej calym światem byłą matematyka.

Nie urodziła się z wielkimi zdolnosciami do nauk ścisłych, jednak wyćwiczyła w sobie umiejętności rachowania, poprzez długoletnie ćwiczenia i praktyki.

Ileż bezsennych nocy spędziła na analizie matematycznej, geometrii, rachunkach prawdopodobieństwa, statystyce czy teorii mnogości.

Natomiast matematyka dyskretna śniła jej się regularnie.

Miała natomiast szczęście do dobrych nauczycieli, którzy wierzyli w jej talent i potencjał.

Dzięki żmudnej pracy z zadaniami i silnej presji oraz determinacji, by odnieść sukces osiągnęłą wspaniałe wyniki nauzcania.

Lubiła pracę wykłądowcy, mogłaby godzinami opowiadać o tym czego tak pilnie sie wyuczyła.

pochylałą się cierpliwie nad tymi, którzy nie rozumieli zawilosci zadan logicznych.

Dla niej obliczenia i poszukiwanie wyniku działań nigdy nie stanowiło problemu.

To było tylko wyzwanie, któremu tak chetnie się poddawałą i oddawała.

Samotnie rowiazywała i rozumowała ciag liczbowych zalezności, sama odkrywała  sens i logikę matematycznych działań.

Nikoko nie potzrebowała do pomocy, sama bowiem szukłą włąsnych drob, nigdy nie szła na skróty.

Kierowała się instynktem podobnym do łowcy.

Jej trud i zaangaażowanie przynosiły zawsze pozytywny skutek i nadawały sens jej życiu.

W pracy nie miała przyjaciól, zaledwie samych znajomych.

Nie spoufalała sie z nikim. Nienawidziła plotek i pustej, czczej gadaniny.

Jej życie szczelnie wypełniała matematyka i dydaktyka. 

Miała dobry kontakt ze studentami.

Jednakże jej życie nie było zupełnie spełnione.

Oswojone rachunki, nie dawały ej poczucia spełnienia.

Doskwierało jej nieodzwajemnione uczucie.

Nie urodziła dziecjka, nigdy nie zaszła w ciązy.

Kochała zazwyczaj bez wzajemnosci i zawsze potajemnie.

Te przykre doznania rujnowało jej poukładane życie i nie pozwalało spać spokojnie.

Kładły się cieniem na jej bezpiecznej rutynie.

Miała ponadto inne nieodwzajemnienia w pracy.

Swój zawód wykładowczyni, traktowała bardzo poważnie, jednakże nie była osobą zupełnie poważną.

Kiedy już po skończonych wykładach nadchodził wieczór, była skoro do rozmów, żartów i nawiązania zwyklych ludzkich reakcji.

Nie znajdywało nikogo godnego zaufania.

Wspólpracownicy owszem rozmawiali, a raczej sondowali, byli zazwycaj wścibscy i niezbyt życzliwi.

Nade wszystko wspólpracowników Barbary, najbardziej tych wykwalifikowanych cechowała zawiść, zazdrość,  fałsz i obłuda. Barbara poszukiwała zdrowych i uczciwych relacji spośród znajomych, jednakze czesto to była utrudnione.

Pewnego słonecznego, popołudniowego czwartku listopadowego Basia w dobrym nastroju kończyła swoją codzienną pracę- studenci zaraali dobrym nastrojem i chęcią do działań. Gdy tylko osttsni student opuścił aulę, w której konczyla swój dzien pracy, usłyszała ochrypły głos najmniej wykwalifikowanej pracownicy naukowej.

-Baśka, nie przygotowałas się. Pleciesz to samo i bez skutku. Pokaż mi swoje publikacje no już!- glos Sabiny byl pełen przygany, pozbawiony życzliwości.

Zmierzyła wzokiem wysoką kobietę, z glowa ufryzowaną na czerwonego jeża,bez sladu usmiechu na obłej twarzy.

-O co chodzi?-odparła wykłądowczyni.

-Co tak patzrysz na mnie, no pokaz swoje prace!

-Ale chwileczkę, nie jestem twoją podwłądną. Z tego co wiem, pracujesz od niedawna i momo,ze jesteś starsza ode mnie to najkrócej pracujesz na uczelni-broniła się Barbara.

-To nie ma nic do rzeczy, wykładałaś swoje notatki jakbyś je wczoraj, albo przedwczoraj dopiero czytała-rzekła sucho Sabino.

-Daj spokój, ja pracuję w zawodzie tyle lat i nikt mi takich niedorzecznych uwag nie robił. Nie będę się przed toba tłumaczyła-Barbara zamaszyście zamknęła swój laptop, chwyciła  plaszcz i z impetem opuściła katedrę, nie nawiazując kontaktu wzrokowego z nieżyczliwą znajomą, która żwago dotrzymuywała kroku znajomej.

-Do widzenia. Żegnam!-rozsierdziona Barbara rzuciła sucho na odwróconych pleców starszej pracownicy.

Barbara nie lubiła rozmawiać z zawistnymi ludżmi, najchetniej odwróciłaby się na pięcie i uciekław siną dal. Jednakże musiała siłą rzeczy chciała miec poprawne relacje w pracy. Bardzo doskwierała jej samotność i niezrozumienie. Codziennie miała do czynienia z tlumami studentów i masa innych wspłpracowników, z którymi nie było jej często po drodze.

Nie interesowaly jej płytkie rozmowy o niczym. Wobec innych osób kilkakrotnie musiała gryżć się w jezyk, bo nie chciała nikogo zrazić. Wiedziała bowiem, że każdy z otaczajacych ją pracowników naukowych miał bardzo wysokie mniemanie o sobie i zbyt wygórowane ego. Ona sam było osobą skromna i raczej małomówną. Jedynie w czasie wykładów ze studentami gdy zagadnienia dotyzcyły jej ulubionych dziedzin uwalniała swoją pasję. Pozwalała sobie na dłuższe dialogi, tłumaczyła długo i do skutku zawiłe kwestie.  Wtedy czul się potzrebna i był w swoim żywiole.

Cieszyła sie, że przyczyniałą się do rozwoju pasji matematycznych wsród niezdecydowanych i obojętnych.

Mogłaby całymi godzinami tłumaczyć trudne meandry liczbowe, jednakże chętnych pasjonatów   z każdym rokiem było coraz mniej.

Jej też ubywało sił, ale nie kończyły jej się checi do nauczania.

Żałowała,że logika matematycznych wzorów i równań nijak nie odniosi się do ludzi i do życia wogóle.

Ludzie, których spotykała na co dzień byli dla niej gorzkim wyzwaniem  i zawsze trudnym do okiełznania przypadkiem.

Nie rozumiała postępowania i ludzkiej zawiści,zawoalowanej zazdrości.

Barbara ofiarowałą bliskim zawsze dobroć i życzliwość, choć sama parwie nigdy nie otrzymywała dobroci w zamian.

Cierpiała z tego powodu. Im bardziej się starała tym gorzej jej wychodziło zawieranie warościowych i trwałych znajomości.

W pracy prawie z nikim nie rozmawiała, prócz zwykłych uprzejmosci i wymuszonych "dzień dobry' lub "cześc" niemal milczała, przechadzajac się wąskimi i zaludnionymi korytarzami.

W czasie własnych zajęć i ćwiczeń jej skryty żywioł dawał o sobie znać - wtedy to  to potrafiła godzinami rozprawiać o żmudnych działach na liczbach. Studenci zazwyczaj udawali zaainteresowanie, w duchu bładzili do swoich codziennych imprez i radndek.

Przebywanie na zajeciach traktowali jako zło konieczne. Bardziej studiujaca młodzież ich zajmowała prywatne życie profesorki, byli i tacy, którzy się zakładali na pieniadze-czy pani Basia jest dziewicą, czy moze lesbijką.

Nikt jej znikim nigdy nie przyłapał. Widziano ja owszem, ale w kościele i w muzeum. Zawsze zachowawcza, spokojna i bez ikry.

Barbara zajomowała małe, przytulne mieszkanie w centrum miasta odziedziczone po rodzicach, mieszkała w nim samotnie. Kiedyś miała sublokatora w postaci czarnego kota,lecz biedaczyna nie zył zbyt długo. Zmarł on po killunastu latach, najpewniej z samotności albo z nudów, przebywajac wyłacznie w jednym goscinnym pokoju surowej profesorki.

Barbara miala bowiem jedną pasję, a raczej wieczorny nałóg było to, korzystanie z mediów społeczniościowych. Zakładała fałszywe konta i podszywajac się pod różne osoby o zmyślonych i ciekawych  osobowościach, udawała sie na wirtualne spotkania z wybranymi internautami.

To był jej wstydliwy świat, który sama sobie stwarzała, jej postaci co dziwne wkrótce żyły własnym życiem. Jej rozbujałe alterego było sexowną, wyuzdaną blondynką,a takze wyzwolona bizneswoman, znudzoną mężatką, czy zwykłą kurą domową z piątką dzieci. Przekonujaco potrafiłą się takze wcielić co interesujace w przystojnego playboya, skromnego urzednika oraz  ubogiego rolnika.

Chociaz jej własne życie byly szare i przewidywalne, osoby pod które się podszywała żyły bardzo bujnym i kolorowym życiem.

Miała jadnakże kilka wstydliwych sekretów, ktorych nie miałą komu wyrazić ani wyznać.

Ciążyło to jej na sumieniu, pociągało za sobą poczucie winy i jakiś rodzaj zawstydzenia.

kilka lat temu na uczelni był zatrudniony pewien młody wikary, który zrobił ogromne wrażenie na Barbarze.

Niemal od pierwszego wrażenie, kiedy ujrzała go w  pokoju nauczycielskim, juz przepadłą na zawsze, nie potrafiła o nim zapomnieć.

Wbił się mocno w w jej serce, sparwił,że jej myśli zawierały jego przystojną postać.

Miał on na imię Michał, był wysoki, raczej szczupły, miał pieknie wyrzeźbione rysy i może nieco za małe oczy skryte za modnymi okularami.

Jego głos był miękki i zbyt namietny, robił ogromne wrażenie na kobietach i mężczyznach także.

Stanowił usosobienie wszelkich męskich, seksownych cech; jego wydatne wargi zdawały się prosić o pocałunek, oczy zbyt małe, jakby rozmarzone zdawały sie tęsknić za parwzdiwą miłością.

Czarujacy usmiech był zachętą do rozmowy i bliższego kontaktu.

Miał jednak w swej posturze coś z poczucia wyższości i tajemnicę. Zadawał szyk nawet niedbałym spojrzeniem, ubrany zawsze na czarno prowokował kudłate myśli i nieczyste skojrzenia.

Był postacią zbyt charyzmatyzcną i nieodgadnioną, zostawiał po sobie tajemnice i w sercu zasiewał tęsknotę, mamił inie  pozwalal o sobie zapomieć.

 Chociaż barbara go najzceśniej na korytarzach uczelni, zawsze posostawiał po sobie nieodgadniony urok.

Wpasowywał się w obraz ksiecia ze snu, który miażdzącym spojrzeniem małych szarych oczu, przywiercał i wbijał w serca zaszczyk nieodwzajemnego uczucia , zapamiętale mamił. Wszelkie kobiece niekochane, zagubione i samotne serca czynił bezwolne, skazywał je na długie uwięzienie i ból nieodwzajemnienia i tęsknoty.

Nie udało jej sie nawiązać z duchownym bliższej znajomosci, jednakże te krotkie i zdawkowe spojrzenia i spotkania wystarczały, aby barbara straciła na dobre dla niego głowę.

Rok znajomosci z pięknym  znajomym, minął zbyt szybko i pochopnie. Po kilkunastu miesiacach bowiem został przeniesiony do innej, dość odległej parafii, sromotnie za nim tęskniła i wypłakiwała się samotnie do poduszki, podczas kolejnej bezsennej nocy.

Nie wiedziała jakie wrażenie zrobiła na duchownym, wiedziała,że zna ją z imienia i nawet kojarzy jej osobę.

Pamiętałą jego zdawkowe skiniecia głową i nieodgadniony uśmiech. 

Nic wiecej i nic ponadto nie zdołała mu wyznać ani poświecić bo czas bezlitośnie ich rozdzielił.

Kiedy rozstał  się z jej uczelnią, gdzie nieregularnie wykładał etykę studentom, zostawił po sobie trudną do zacerowania wyrwę.

Nie miała już do kogo wzdychać, o czym marzyć, dla kogo stroić i kupowac paradne sukienki, podkreslajace jej niezłe atuty.

Teraz byłą szarą zwykłą myszka nadala mknącą korytarzami do swych sal, gdzie z całej mocy starałą sie przekazac swoją wiedze najlepiej jak potrafiła.

Teskniła za drugim człowiekiem, sromotnie, szcegfołnie gdy za oknem świeciło słońce, lub piękan zima czapami śniegu oczarowywałą krajobraz gdzie siegnąć okiem.

Nie miałą dla kogo szykowac, kogo wyczekiwac, świat zdawałs ie szary i na powrót brzydki, dodatkowo opuszczony, pozbawiony jej cennego obiektu.

Jakże bolesnie zazdrościłą teraz tym parafiankom, które otrzymały w prezencie osobę księdza Michała, 

Postanowiła założyć fikcyjne konta na profilach społecznosciowych,a by móc na bieżąco śledzić profile jego nowej parafii pod wezwaniem św. katarzyny i śledziłą z rosnacym niepokojem profile aktywnych, ambitnych  i ładnych parafianek.

Z całej mocy zazdrosciła im tej zażyłosci z jej wikarym, cierpiałą sromotnie ogromne męki,oglądając go u boku innych uroczych młodszych kobiet z jego parafii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

23 września 2025   Dodaj komentarz
trolle  
Maksymilian1 | Blogi