wykluczone
Ksiązkę dedykuje tym, którzy stale poszukują swojego miejsca na tym świecie.
Rozdział I
Zapadał wieczór, cztery zaprzyjażnione kobiety siedzące przy okragłym stole w przytulnej, ich ulubionej restauracji, nie potrafiły zakończyc spotkania.
-Wy nic, nie rozumiecie co to znaczy być mężatką, jakie to trudne, samotne i bolesne-odparła Agata, nauczycielka języka polskiego w miejscowej szkole podstawowej.
-O co ci chodzi?Ty zawsze narzekasz i płaczesz a wcale nie masz tak żle jak inni-odrzekła zakonnica Grazyna, zajęta pałaszowaniem ciastka.
-A ty najwięcej wiesz jak to jest miec mężą, ile to trudu i pracy trzeba włozyć aby to wszystko wytrzymac, mam dość. Wszystko jest na mojej głowie i jeszcze dwójka dzieci, które stale mi przysparzają coraz to nowych zmartwień. Nie chcę mi sie wracać do domu-krzyknęła gorzko nauczycielka, wstając nerwowo i udajac się o ubikacji.
-Dajcie spokój kobiety, wypijmy jeszcze po kielichu i będzie nam lużniej-zaśmiała się Dorota, która najmniej z nich wszystkich żywiła skłonnność do narzekania.
-Tobie to dobrze jestes panienka, mamusia ci wszystko ogarnia, gotuje, jestes jak beztroskie dziecko-zasmiała się Irena, najstarsza z towarzystwa.
-Irena, ty też nie powinnaś narzekac masz tylko pieska i kotka w domu, nikt ci nie dogryza, nie rozlicza z każdej złotówki-głos zakonnicy brzmiał chłodno.
-Wystarczy tego porównywania, kto ma lepiej a kto ma z nas najgorzej, tego nie wie nikt z nas-głos Doroty niósł się echem po sporej wielkości sali, która zajmowały.
Tymczasem zasmucona Agata, dosiadła się do Grażyny, bez słowa długo wpatrywała się w przytulną przestrzeń restauracji.
-Ja tu zostaję, nie wiem w co ręce włożyć i od czego zacząć,tak jestem zapracowana. Niech mój podły mąz coś zrobi nareszcie, niech się domyśli ile w domu trzeba zrobić-gderałą Agata, zasłaniajac twarz rękoma i ciężko wzdychając.
Grazyna zupełnie nie rozumiała tradycyjnego narzekania Agaty.
W pamięci miała bowiem, wspomnienia kiedy wszystkie były takie młode.
Agata była najładniejsza,najbardziej pewna siebie, cieszyła sie jednak sporym powodzeniem, czego jej wszystkie znajome zazdrościły.
Kiedy spotkała swego przyszłego męża, Mietka, kobiety były podekscytowane.
Uwielbiały plotki na jego temat, on sam budził poczatkowo pozytywne skojarzenia.
Był to przecietny, niski blondyn o smutnym i melancholijnym spojrzeniu, sam równiez wyuczył się na nauczyciela.
Mial w sobie jakiś staroświecki romantyzm, gdyz ujął Agate tym,iz obsypywał ją milosnymi wierszykami, które posyłał pocztą, lub podrzucał pod drzwi jej skromnego domu.
Na widok przyszłej zony, zawsze sie czerwienil, wstydził, grał wyjątkowego, chociaz zdawal sobie sprawę z własnej przecietnosci, nie brakowało mu kompleksów, jednak wciąz podejmował próby uwiedzenia niepewnej siebie ale urodziwej kobiety.
Było w Agacie coś przyciagajacego, co zwracało uwagę u zwykłych mężczyzn.
Miała w sobie naturalny urok, piekna jesieni w pełni, kasztanowe wlosy, bursztynowe oczy i złote piegi zdobiące jej delikatne rysy twarzy.
Mietek w miare zdobyania serca wybranki, powoli pokazywał swe niecne, ciemne oblicze.
Miał w sobie gleboko ukrytego brutala, wybuchowego awanturnika, nieczułego gbura, wiarolomnego samca, który potajemnie poszukiwał kolejnych nieskromnych kobiet, gotowych na wszystko, na zapomnienie.
Skrywał w sobie niesmiałość i kompleksy, nieudolnymi zaczepkami, nachalnymi spojrzeniami wymierzonymi wobec przypadkowych przechodniów, zgrabnych kobiet.
Miał w sobie niezaspokojony apetyt na skryte grzechy, głupie przewinienia, które pogarszały stan jego chorego serca,
Agata uwielbialą zwierzenia, spotkania z koleżankami były jej potrzebne jak tlen, którym musiała oddychać.
Tkwiac w samotności, w towarzystwie nieczulego mężą, narastal w niej niepokój, bunt i frustracja.
Mąz nie dzielil się z nią wcale dobrym slowem.
Był bowiem z natury skryty, zagadkowy i nieobliczalny.
Potrafił zupelnie neispodziewanie wybuchnąc, wyrazic swój gniew zupelnie nieadekwatnie do sytuacji.
Synowie chociaz juz niemal dorosli, żyli wlasnym życiem, interesowali się matką jedynie wtedy kiedy potrzebowali wsparcaia finansowego, nie szukali czulości i serdeczności jak ich samotna matka.
Ich świat to były komputery, znajomi, dziewczyny, przygody, prace często dorywcze lub jakieś koleżeńskie fuchy.
Nie rozmawiałą Agata zatem często z synami, gdyż oni nie wyrażali ku temu chęci, co ją najbarzdiej bolało.
Przysiadywałą wtedy w najdalszym kacie domu, czytała stare romansidła lub pozwalała by wracały smutne, wcale nie odlegle wspomnienia.
Ojca, ktory nadużywała alkohol, który pijany znęcał się nad żona i dziećmi.
Nie zaznała spokoju ni bezpieczeństwa.
Rodzice nieszczęsliwi, biedni, stworzywszy nieudaną rodzinę cierpieli i przekazywali cierpienie swym dzieciom.
Matka Agaty zawsze schorowana niezdolana do zarobkowej pracy, cale życie spędzila na prace domowe, rolne, opiekę nad innymi, chociaz sama opieki potrzebowała najbardziej.
Jedynymi pieknymi i jasnymi wspomnieniami Agaty, byly spotkania i ucieczki do babci, mamy jej mamy.
Tej ciepłej, pracowitej i dobrej kobiety, wyczarowującej cudowne potrawy nie zapomniała nigdy.
Cudowne i dlugie rozmowy przy ciepłej herbatce, przy ognisku było jedynym, wspanialym dobrem jakie darowalo jej smutne dzieciństwo i mlodość.
Czasem powracałą do tych czulych chwil przy ognisku, gdy chłod i smutek spowijal jej duszę.
Piekne wspomnienia potrafiły ogrzewać jej serce, nawet teraz po wieu latach.
Obecne trudne czasy, odcinały sie bolesnym pietnem od innego, odległego bardziej basniowego dzieciństwa.
Agata dumała samotnie, nie toczyła rozmów prawie wcale ze swym gburowatym mężem, ani z dziecmi, które także lekcewazyły swoja matkę.
Załowała siebie, cierpiała na dojmująca samotnosc, ile by dała by znależc się w innym ciele, pobyć przez kilka lat jako kto inny.
Jej mysli poszybowały znów w strone przyjaciólek, mimo ze tak barzdo potrzebowała ich towarzystwa, długich rozmów których nie miała, jednakże bardzo im zazdrosciła dokładnie tego czego sama nie miała, a czego były one pozbawione.
Pomyslała o innych nauczycielkach, z którymi wspolpracowała i nie potrafiła nawiaząć z żadną żdnych przyjazni.
Nie były jej bliskie te wyniosłe słuzbistki, karierowiczki, lub typowe matki polki, zapatrzone tylko w swój swiat.
Z nimi nie potrafiła i nie chciałą nawiazywac bliższej przyjazni.
Najblisze jej były zupełnie przypadkiem spotkane kobiety, znaly się od dawna, nie zawsze darzyły się szczerą miłoscią lecz jakas siła kazała im się raz na jakis czas spotykać, niegdy w domu zakonnym, najczęsciej w restauracji lub prywatnych domach pozostałych przyjaciólek.
Zakonnica Grazyna z nich wszystich najmniej była wylewna, niemal wcale się nie zwierzała, prócz zwykłych, zdawkowych słow na temat pójscia na msze swięta i ugotowania otyłym księżom obiadu.
Stara panna Dorota, miała zawsze sporo wolnego czasu, ona dotychczas najczesciej i najchetniej umawiałą kobiety,.
Wdowa Irena głownie wspominała, miała w sobie jakis rodzaj spokoju, dystansu do swiata ale dużej dozy humoru, tego najbardziej potrzebowały wszystkie.
Rozdział II
Nastała chłodna jesień. Zimne poranki nikogo nie nastrajały radoscia, gdyz znów zapowiadał się deszczowy dzień.
Grazyna jak co dzień przystąpiła do codziennych, rutynowych modlitw, jej mysli były rozbiegane. Nie potrafiła się skupić myslała o problemach swych przyjaciólek, szczerze nie rozumiała ich narzekań.
Ona sama nie miałą powodu do narzekań, jedynie doskwierałą jak błoga nuda, spokój, rutyna każdego dnia,. niemal co do mimuty znaczącą oddech codziennosci.
Szła w stronę kapilicy, gdy jej telefon dzwonił długo i natarczywie.
-Co się dzieje?-odebrała telefon szyciej niż była w stanie pzobierać własne mysli.
-Siostro Grażyno, prosze o modlitwe zagineła moja córka Dorotka, martię się-głos matki kolezanki, starszej już kobiety drżał z emocji.
-Wszystko będzie dobrze, nic sie na pewno nie stało-flegmatyczny tembrgłosu zakonnicy draznił zdenerowana starsza kobietę.
-Jak mam sie nie denerwować? Ponad dwa dni temu wyszła gdzies, ładnie ubrana nie wróciła, nie odbiera telefonu, telefon jest jej wyłączony-głos pani Zofii przeszedł w szloch i panikę.
-Dzwoniła pani na policję, tam trzeba zgłosic i oni pomogą ,a teraz musze isc się pomodlić, do widzenia-Grazyna bez emocji zakończyła rozmowę.
Uciekła czym prędzej do kaplicy, udawała,że nie słyszy za sobą dżwięk niedbale odłożonego telefonu.
Nie chciała i nie potrafiła rozmawiac z nikim, nie lubiła jak sama sobie powtarzałą w myslach "niańczyć doroslych ludzi" powinni sami sobie radzić bo sa dorośli.
Sama z siebie nie lubiła zbyt wiele poswiecac dla innych, wierzyła że Bóg zajmie się wszystkim i każdym, to jej zupełnie wystarczało.
Chełpiła sie własnym świetym spokojem.
Czasem tylko pod wplywem szalonych filmów, które mogła ogladąć z siostrami, zazdrosciła innym tych szalonych, niezwykłych przygód.
Jej żywot mimo spokoju i bezpieczeństwa byl przewidywalny i bardzo spokojny.
Irena głodna i nieco zmęczona wracała swoim autem z pracy w banku.
Spojrzała ukradkiem na nieustannie dzwoniący telefon, nim ponownie wrzuciła smartfon do torebki, popatrzyła na ulice pelne pojazdów, zadrżała bo o o mały włos mogłaby spowodować wypadek.
Denerwowały i stresowały ją setki nieodebranych połączeń, którew przelocie zobaczyła, odrzucajac sparwnie aparat.
Złosciły ją i wyprowadzały z równowagi takie spietrzenia problemów natychmiastowe i w tym samym czasie.
Tęskniła do swoich tak spragnionych czułości zwierzat.
Za ludzmi nie tęskniła,albowiem w pracy miała nadmiar róznych rozmów, pretensji, towarzystwa niechcianych ludzi.
Była z natury raczej samotnica,nie przepadała za niepotrzebnymi bodżcami.
Z męzem nie doczekała się dzieci, gdyz oboje tego nie pragnęli, z czasem nie pragnęli nawet siebie.
Wszak zdażyły jej się dwa poronienia, na samym poczatku ciaży lecz po tej traumie, zdazył już stanac na nogi.
Nagła smierć meża wcale nie spowodowała wielkiej rozpaczy u młodej wdowy.
Były takie momenty, że jednak nieco tęskniła za jego obecnoscią, nie mieli wszak sobie wiele do powiezdenia,lecz sama obecnosc kogos obok siebie znajomego żywego, zawsze po ludzku koiła.
Miała jednak Irena pewien żal w sercu, mianowicie szczerze nienawidziła ze wzajemnością swych tesciów, jak na złosc byli jeszcze na tym swiecie, niekiedy wpadali z wizytacją, ciekawscy,wscibscy.
Przybywali wtedy kiedy Irena chciała spedzić dzieńw samotnosci lub z przyjaciólkami.
Przychodzili nigdy nie zapraszani jakby po swojemu chcieli jeszcze dokuczyć synowej.
Nie lubili gdy zastali ją radosną, zadbaną, uśmiechnietą, śpieszacą się ciągle gdzieś.
Irena zbywała ich zdawkowymi odpowiedziami, nie chciała nawet raczyć ich kawką czy herbatą, obwiala się, że niechciana wizytacja trwac bedzie bez końca.
-Ireno, znalałżas sobie kogos? Gdzie tak się stroisz?-sarkała tesciowa, na widok synowej pudrującej swój zadarty nosek przed lustrze w łazience.
-A po sie tak tak stroić? komu to sie chcesz podobać?-Nie dawałza wygraną tesc.
irena zazwyczaj milczała,tlumiąc emocje lub dyplomatycznie odpowiadała'Na mnie juz czas"
Smutne i cierpkie wspomnienia, wypełniły Irenie czas potrzebny do powrotu do mieszkania.
Wbiegła na góre do swoejgo mieszkania, głodna i wyczerpana.
Zwierzeta obronnie przypadły do jej stóp, jakby chciały ją chronic przed złem świata.
Nakarmiła je obficie wedlinami, które od czassu do zcasu tesciowie jej podrzucali.
Odrzucał ją zapach tych wędlnin często kilkudniowych i mało świezych
Nie przepadała za mięsem pod żadną postacią, ale jej zwierzeta ochoczo wyjadały to co otrzymywały do miski.
Usiadla do stołu, zabierajac się za kanapki, gdy znów usłyszała natarczywy dzwięk własnego telefonu, odebrała nasłuchując.
-Irena, czy ty nic nie wiesz co się dzieje?-Hej-głos tescia był pełen przygany.
-O co chodzi?-odburknęła zniesmaczniona.
-Czy ty jestes taka durna czy udajesz? Dorota zaginęłą,a no ta która by była lepsza synową niz ty-krzyczał teść.
-Nic o tym nie wien, mój Boże to jakis żart, skad wy wiecie?-glos Ireny zdradzał niepokój.
-Wszyscy o tym trabią, ty widziałas ją po raz ostatni, ty jej groziłas,zazdrosciłas, nawet jakies wulgarne twoje krzyki ktos nagrał, ja to wszystko mam, he i co ty na to?-ton
starszego pana grzmiał szyderczo, doprowadzajac rozmówczynię niemal do rozpaczy.
-To pomyłka,ja tak lubilam i szanowałam Dorotę-odparła zrezygnowana, pełna złego przeczucia.
-Tam jest twój glos nagrany, nie wybronisz się- starszy pan czerpał radosc z dokuczania bylej synowej.
Telefon tymczasem zeslizgnął sie z ucha Ireny, ona sama upadłą na ziemię, w sercu poczuła bolesny ucisk.
-Co tam taki wrzask? Żałujemy z zoną, że nasz syn nie wybrał Doroty, żyłby szczesliwya tak to w grobie leży, halo-ton glosy starszego pana, zdradzał pogardę.
Irena słyszała jakby z oddali obelżywe slowa, którymi regularnie były tesc czestował swoją niechcianą synową.
Odłozyła na stół stary aparat telefonu, który wydawał się oddziaływać złowrogo, jakby energia wrogiego tescia dosięgnęła mackami niewinny,stary telefon.
-Nie zrobiłam nic złego Dorocie, przeciez przyjazniłysmy się-załkała kobieta, wstajac energicznie od stołu.
Sięgnęła po tabletkę przeciwbólową, popiła ją obficie mineralną wodą.
Tak łaknęła ulgi, spokoju, odprężenia.
Teśc nie odpuszczaał, zastraszał, roil sobie coraz nowe teorie spiskowe, nie miałą do niego cierpliwości, nie wiedziałą jak sobie poardzić z jego urojeniami, które z wiekiem tylko sie nasilały.
Spojrzała na butelkę wina, przyszło jej na mysl aby sięgnąc po nigdy nie wypity trunek i paskudnie odpłynąc w daleki niebyt, byle dalej od podłych ludzi.
Odrzuciła pokusę, popiła kolejną tabletkę wodąz krany, bo woda mineralna w butelce już zdązyła się skończyć.
Pustki w lodówce, zmusiły ją do wyjscia na zakupy.
Cierpiała w głebi duszy, jednoczesnie chciała porozmawiać z przyjaciólkami i jednoczesnie nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
Zrobiła szybkie zakupy, metodycznie i bez pospiechu, nigdzie się nie spieszyła.
Marzyła aby polozyc się spać i obudzić się lub nie dopiero za sto lat.
Kupiła jeszcze jedną butelke wina, dzis miałą zamiar zapomniec o wszystkim i kazdym, planowała ranoz adzwonić i zgłosić swej kierowniczce niedyspozycje.
Kierowniczka Dagmara, kobieta surowa, zazadnicza niekiedy potrafiła pokazać ludzką twarz.
Od czasu do czasu w kuchni prawcowniczej rozmawiała ona sama ze sobą, zazwyczaj był to dialog, pochwałą swoich rodziców, mądrego tatusia, emerytowanego komisarza, matki mistrzyni kuchi i genialnego, dorosłego syna.
Pani Dagmara nigdy nie bylą zainteresowana co inni mieli do powiedzenia, wyjątkiem były pochwały i komplementy. Tak, kochała słowa uznania, wtedy wyjątkowo krasniała, wpadał wówczas w ton narcyztyczny i tkwiła w tym nastroju do końca tygodnia..
Ponadto kierowniczka zawsze była zazwyczaj poważna i wymagajaca, nosiła sztywne garsonki i dopasowane biurowe czarne szpilki.
Irena siedziała samotnie przy stole, otoczona głodnym kotem Frankiem i suczką Korą, obydwoje patrzyły na nią ze wspolczuciem.
Ich czułe spojrzenie, pomagało jej przetrwać każdy smutny, samotny dzień.
Poczestowała pupile przyniesionymi ze sklepu produktami spozywczymi, pogłaskała każdy wdzięczny łeb i sama siegnęła po butelkę wina.
Poszła do sypialni, ogarnełą ją dziwna rozpacz, piła duszkiem z butelki.
Upadłą niebawet na łozko, slyszała z oddali natarczywy dżwięk telefonu, nie miałą zamiary u z nikim rozmawiać.
Poczuła się zmęczona i obolała, zasnełą niemal natychmiast.
Agata wracałą autobusem z pracy, myslała o trzech urwisach, o nieczułym mężu, o uczniach, którzy dzis wyjątkowo dokazywali.
Wstawiła tym najsłabszym kilka jedynek za brak zadania i arogancję.
Westchnęła przeciągle, za oknami ładna słoneczna pogoda nastrajac winna optymistycznie,lecz jej serce sciskał jakis nieokreslony niepokój.
Odczytała sms wysłany z obcego niezapisanego numeru.
'Agatko, nie szukajcie mnie, wyjechałam do Włoch, mam super kochanka, bawimy się znakomicie, Pozdrawiam Dorota"
Agata wysiadajac na przystanku, prychneła głosno powodowana nagła zazdroscią i złoscią.
Dzień do tej pory bezbłędnie słoneczny, przeoblekł się w pochmurne chłodne,popołudnie.
Wracając do domu, czuła dziwny chłod i zdenerwowanie, nie lubiła tych swych przeczuć, niekiedy przynosiły one złe wiesci.
Weszła do domu, dookoła panował bałągan i chaos.
Nie lubiła zastawać nieporządku i niepotrzebnej pracy, której nie chciała wykonywać.
Usiadła zmęczona na tapczanie, popiła duszkiem zimną herbatę, wtem zadzwonił jej telefon.
-Dzień dobry pani Agato, musimy pani podziekowac za współpracę, nie przedłużymy pani umowe o prace, od pierwszego dnia miesiaca jest pani zwolniona-oschły głos dyrektora zdradzał przyganę.
Wnetrze pomieszczenia zawrzało, poczuła nieopisany żal. ból i porażkę.
Wszystko tylko nie to, bez pracy nie istniałą, nie miała nic.
Zamknęła oczy i pozwoliła lzom płynąć, odłozyła telefon na tapczan, parzył, nie mogła na niego patrzeć.
Z oddali domu poczuła wrzaski i kłotnie własnych synów.
Nie miałą siły by podejśc i z nimi porozmawiać.
Czuła narastajacy ból, żałowała,że nie jest martwa.
Oddałą by wszystko byz asna ci migdy się już nie obudzić, za dużo złego, za duzo niedoli i cierpienia.
Czara goryczy się przelała.
-Dlaczego?-ktrzyknęła pełna rozgoryczenia.
Nie miałą już nic, czułą jak jej oczy się zamykają, z oczy ciekły bolesne łzy, nigdy nie czuła sie taka pokonana i tak samotna.
Cierpiała, nie miala nikogo kto byłby w stanie ją pocieszyć, dodać otuchy.
Mąż wrócil dopiero z pracy, porzucil niedbale torbe pracowniczą i usiadł do stołu.
-Co na obiad?-spytał.
-Chlopcy wcinają czipsy i nic nie chcą jeść, ja też nie mam apetytu-odparła za smutkiem Agata.
-jak to nie ma nic na obiad?-zdenerwował się.
-Jest wczorajsza zupa w lodówce i mrożonki w zamrażalce-odrzekła urażonym tonem.
Nie spojrzał w jej strony, ignorowal jej obecność.
Sam zabral się do palaszowania obiadu, żony o nic nie pytał.
Jadł łapczywie i w milczeniu, zajęty włąsnymi myślami.
Nie dostrzegł głebokiego smutku na twarzy swej żony ani oczy pelnych łez.
Agata poszła na góre, synowie byli zajęci oglądanie filmu na komputerze, rozmawiali o swoich sprawach, kompletnie ignorujac wtargniecie matki.
-Jestescie glodni?-sptytala nastolatków.
-Wzieliśmy sobie sami coś na ruszt i nic nie chcemy-odparl mlodszy Damian.
Matka chwilę dosiadłą się do beztroskich chlopców, zajętych ogladaniem głupiego programu, z ktorego ona sama nic nie rozumiała.
Mialą im tyle do powiedzenia lecz nie miałą odwagi z nimi porozmawiać, nie mialą odwagi powiedziec im o swojej sytuacji, nie chciała pozbawiac ich chwilowej beztroski.
Siedziała w milczeniu obok nich a jednak tak daleko, zazdroscilą im tej beztroski.
Słońce powoli chylilo się ku zachodowi, świeciło pomarańczowo w liściach drzew i w twarzach sąsiadów wracajacych do domu.
Rozdział III
Nastał poranek, zapowiadał sie chłodny jesienny dzień, chmury obiecywaly deszcz.
W sercu Agaty rozgościł się smutek i żal, nie miała bowiem dokąd pójść.
Domowe prace w domu szybko ogarnęła, naszykowała obiad, który chłopcy i tak nie będa mieli zamiaru zjeść.
Nakarmiła wiecznie głodne koty, sama zjadła śniadanie bez apetytu.
Telefon jej milczał, nie liczac kilku zdawkowych smsów od Doroty, która obecnie mieszkała we Włoszech.
Kilkakrotnie zabierała się, by odpisać koleżance co u niej słychać.
Nie potrafiła stworzyć zgrabnej wiadomości, nie wiedziała jak ująć w jednym smsie całość jej życiowej beznadziei; nieczuły, gburowaty mąż,synowie, którzy ja jedynie ignorowali i czekali jedynie na kieszonkowe, brak pracy, bliskich, którym mogłaby się wygadać.
Z jej oczy wypływały łzy, pełne, bólu, goryczy i cierpienia.
Zazdrościła Dorocie nowej i ciekawej przygody, ślicznej słonecznej pogody, czułego kochanka.
Z oczy płynęły jej wielkie jak grochy gorzkie łzy, nie przynosząc wcale oczyszczenia.
Odpisała zdawkoło Dorocie "U mnie nic nowego, stale te same kłopoty, wiesz zazdroszczę ci tych przygód, Pozdrawiam Agata'
Nic zdązyła pomyslec, sms został wysłany.
Otarłą łzy chusteczka do nosa, wypiła duszkiem zimną kawę.
Postanowiła,że zadzwoni do szkoły wyjaśnić sparwę.
-Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do pana dyrektora?-spytałą drżącym z emocji głosem.
-Słucham o co chodzi?-chrząknął oschle.
-Jestem znaczy byłam nauczycielką języka polskiego i chciałabym zapytać kiedy wracam do pracy?. Domyslam się,że to pomyłka z tym wypowiedzeniem-rzekła jednym tchem pelnym tremy.
Zapadła cisza, długa pauza połaczona z atakiem kaszlu oschłego dyrektora.
-Prosze przyjść dziś po wypowiedzenie. Niestety niezbedna była redukcja etatów, brakuje nam uczniów, nie potrzeba nam tylu rąk do pracy-po chwili dało się słyszec brzdęk odkładanej slucahwki.
-Alez panie dyrektorze to straszne nieporozumienie, przecież do jasnej anielki-głos Agaty pzrybrał nuty paniki i rozgoryczenia.
Usiadła przy stole i uderzyła znów w płacz.
"Podły buc, jak ja nienawidzę takich ludzi, żebyś ty gadzie był bez pracy"
Spojrzała na kota, który łapczywie ocierał sie o jej nogi.
" Jak ja powiem mężowi i dzieciom a może im nie powiem?"
Tymczasem zadżwięczał jej telefon, trwożnie podniosła słuchawkę.
-Cześc Agatko to ja Jadzia ze szkoły,słyszałam już i wspolczuję ci barzdo. nie rozumiem ludzkiej podłości-rzekła ze wspólczuciem i po chwili dodała.
-A jak ty się czujesz?-chciałą wiedzieć.
-Pani jadziu, trzymam się jakoś, własnie szukam pracy przez internet-rzekła ze smutkiem.
-Obys znalazła coś dobrego, ja tu jestem tylko sprzataczką, mam nadzieję,że mnie nie wyrzucą-odparła smutnym tonem.
-Nie wyrzucą, a czy kogos chcą przyja cna moje miejsce?-głos Agaty wyrażał rezygnację.
-Z tego co mi wiadomo to nikogo no i nikogo nie wyrzucili prócz ciebie, musisz być dzielna. Musze kończyc bo dyrektor idzie, to pa-rozmowa została nagle przerwana.
'Nie martw się problemami, wszystko sie ułozy, a ja z moim lubym zwiedzamy Wenecję, buziaki. Dorota"
Chciała zapytać kiedy tamta wraca, lecz nie miała siły kontynuować wirtualnej rozmowy.
Poczuła nagły impuls, dobrze znany zamiar aby zadzwonic do przyjaciolki Ireny, z nią umówić się jutro na spotkanie, rozmowa z dobrą kolezanka było tym czego Agata najbardziej potrzebowała..
Tymczasem ulewny deszcz siąpił i padał nieprzerwalnie, z jej oczy nie płynęły już łzy, lecz czuła gdzies w głebi serca maleńką iskierkę nadziei.
Powoli zbliżała się godzina popołudniowa, niebawem jej synowie wrócą ze szkoły.
Postanowiła,że nie przyzna się pzred wląsnym mężemz powodu utraty pracy, nie chec by jej dokuczal i gnębil, poniżał, zmuszal do jeszcze cięzszej pracy w domu.
Cieszyła się, wszak, iż jej maz pracuje w innej placówce, do której dojeżdża samochodem blisko dwanaście kilometrów.
Pocieszała ją myśl,z ejej teściowie od kilku lat nie zyją, gdyby zyli nie miałą z ich strony wcale wsparcia.
Zapamiętałą,że oni nie mieli o niej dobrego mniemania, twierdzili,że ich ukochany syn, zasluguje na lepsza kobietę.Nie tęskniłą, za tymi obcymi przeciez ludzmi, ktorzy dla niej nie mieli nigdy dobrego słowa.
Przypomniala sobie czasy gdy Agata studiowała polonistykę w kolegium a jej teściowa, bardzo jej dokuczała z tego powodu, uwazała, że jej wykształcenie jest zbędne, nikomu nie potrzebne, bowiem jej miejsce jest w domu, w kuchni, w slużbie mężowi i synom.
Dla siebie Agata łaknęłą lepszej przyszlosci, nie miałą zamiaru być jedynie gospodynią domowa na utrzymaniu meża tyrana, tak jak bylo to w przypadku jej teściowej.
Robiła wszystko by stworzyć dla siebie lepsza przyszłośc, lecz widać, los jej nie sprzyjał, nie spelniał jej marzeń, dzialał wedlug utartego fatum.
Otrząsnęłą się z bolesnych wspomnień, sięgnęła po telefon iw ybrałą najpierw numer do zakonnicy a następnie do Ireny.
Ta druga odebrałą po drugim sygnale.
-Zapraszam do mejego domu, jestem dzis na chorobowym -rzekła entuzjastycznie Irena, jak tylko powitała sie z przyjacółką.
-Przyjadę rowerem to raptem tylko dwa kilometry, oczekuj mnie-odparła z nadzieją Agata.
W przytulnym, zacisznym pomieszczeniu, przy aromatycznej kawce i dobrych, sklepowych slodyczcah kobiety, uzalaly sie nad własnym losem.
-Agato, ciesz sie,że nie masz teściów, czytaj wrogów. Nie masz pojęcia jak oni mnie nienawidzą, posądzają mnie o smierć ich syna,żebyś wiedziała,jak ja nienawidziłam świat z nimi spędzać.
Co za ludzie?Ile się nasluchalam, jaka ze mnei beznadziejna, kucharka,żona, sprzątaczka, chora, bo poroniłam dwa razy-westchnęłą Irena ze smutkiem.
-Wiem, mówiłaś tyle razy.To lepiej, już nic cię nie wiaże z tą rodziną, możesz zacząc nowe życie, bez nich. Dzieci to klopot i zobowiazania na całe życie-ciagnęła Agata.
-Ale przecież nie jesteś sama, zawsze jest ktoś, kto cie potrzebuje a ja nie mam nikogo, procz was, mam za pokutę tych teściow, ktorzy mi trują i nie daja żyć-pomstowała pani domu.
-lekceważ ich, ciesz się pracą w biurze, zawsze masz dokad pojść a ja nie mam-głos Agaty stał sie niemal piskliwy jak u zranionego pisklęcia.
-Co ty mówisz? Pracujesz przecież-indagowała Irena.
-Zwolnili mnie, nie mówilam nikomu, nikomu nie ufam, tylko tobie. Oczywiscie bede szukac pracy. Mogę przez ten czas ukrywać się u ciebie? No tak, żeby Mietek nie nabrał podejrzeń-rzekła blagalnie i ciagnęłą dalej.
- Wiesz, mam jeszcze jakieś zaskórniaki, ale wiem,że znajdę pracę, pomożesz mi?-głos Agaty drżał na skutek tlumionych emocji.
-Możesz na mnie liczyć, ale nic nie obiecuję-zamyśliłą sie Irena, pełnych złych przeczuć.
Zapadlo dlugie milczenie, jasna łuna słońca przebijala się przez ciezkie zasłony, dajac zludzenie ciepła.
Nazajutrz, gdy pogoda nie dopisywała, gdy silny wiatr grwał gałęzie drzew, agata tylko czekała,az jej maz odjedzie samochodem do pracy.
Nastoletni synowie z ociąganiem, pojechali autobusem do szkoły.
Tymczasem maz Agaty,żle czuł sie tego dnia, narzekał na złe samopoczucei ból gardła, głowy.
-Dziś biorę wolne, jadę do lekarza po zwolnienie-ryknął na widok żony, wciąż jeszcze ubranej w piżamie.
-A ty co tez chora? Przecież ty nic nie robisz, skąd możesz być taka zmęczona?-utyskiwał.
-Robię dużo wiecej, pracuję barzdiej wydajnie niż ty, prowadzę, dom, wychowuje dzieci no i moja praca-odparła na jednym wydechu a ty tylko wcią zznikasz tym autem, kiedy jest jakis problem.
-Dziś zostaję,powiedziałem a ty co tak zbladłąś?-zdziwił się.
-Ja idę do pracy, mam autobus za godzine-rzekła szybko, omijając zwinnie nadąsanego męża i zabierajac się za przyrzadzanie śniadania.
Jedli szybko, nie patrzac na siebie, nie odczuwajac głodu, prócz głodu uczuć, nie byli w sobie zakochani, nie czuli do siebie nic, prócz przymusu egzystowania obok siebie.
Gdy Agata, prasowałą spodnie i bluze do wyjścia, zadzwonił telefon, czym prędzej odebrała.
-To ja Irena, dzisiaj muszę iśc do pracy, zadzwoń do Grazyny, miłego dnia-rzekła szybko, wczuwajac się w nastrój koleżanki.
-Kto dzwonił?-ryknął z pokoju obok Mietek, koncząc poranną kawę.
-Irena, spytała jak sie czuję?-odparła szybko.
Tymczasem Mietek połozył się do łóżka i kazał siebie obsługiwac.
-Przynieś mi tabletkę z woda, boli mnie gardło-wrzeszczał.
Agata ignorowała jego zaczepki, czym prędzej wyszła z domu, odczuwajac znaczna ulgę.
Nie chciała spędzić dnia z nieczułym meżem, wolała nawet samotne włóczenie się po mieście, niz pobyt z nim pod jednym dachem.
Udała się na przystanek autobusowy, który akurat prowadził w stronę przeciwną, niż jej stałą trasa do pracy, tego dnia chciała odwiedzić zakonnice Grażynę.
W duchu modliła sie tylko aby mąż jej nie zauwazył, nie przejeżdzał akurat ta drogą.
Chciała spędzić dzień bez niego, autobus sie spózniał, kobieta drżała na skutek chłodu i strachu przed niechcianym spotkaniem z własnym mężem.
Zerkała na zegarek, wiatr się stale zmagał, chłodził, zapowiadał długi mroczny dzień.
Odwróciła się tyłem do mijanych pojazdów, jednakże po chwili nerwowy slizg wjezdżajacego pojazdu, sparwił, że niemal upadła.
-Agata, gdzie ty stoisz? Nie ten przystanek, poknociłaś coś-głos meża grzmiał szyderczo i oschle..
-Co ty tu robisz?-spytała z głoesem , który uwiązł w jej gardle, pzrestrachem.
-Jak to co, zostawiłaś swoją komórkę, an desce do prasowania, dzwonia do ciebie ludzie, no i chcialem ci do szkoły zawieżć telefon, akurat mam lekarza po drodze a ty co?-sapął nieprzyjemnie.
-Ja też musze do lekarza, choroby kobiece, daj mi ten telefon-rzekła pełna przestrachu, czerwieniac sie ze złości.
-Pojadę autobusem, już nadjeżdza, dzięki za telefon-wyciągnęła nerwowo dłoń w otwartą szybę samochodu od strony kierowcy.
Pożegnawszy się z Mietkiem na migi, czym prędzej wskoczyłą do stojącego autobusu, gdy tylko wygodnie rozsiadła się na miejscu pasażeera, poczuła się uratowana.
Jechała do zaprzyjażnionej zakonnicy, wiedziała, że rozmowa z nią jest tym, czego pilnie potrzebowała jej obolała dusza.
Rozdział IV
Dorota obudziła się w eleganckim pokoju, we włoskim apartamencie, nie wiedziała czy to co się wokól niej dzieje, jest snem czy jawą.
Zajrzała przez olbrzymie okno, na wysokim pietrze, przed nia rozpościerały się majestatyczne góry malowniczo usytuowane wokół błękitnego morza.
Na jej ogromnym łożu leżała skotłowana kołdra, uderzał zapach mocnych perfum, narastał dziwny niepokój w sercu.
-Gdzie jest Julio?-niemal krzyknęła, rozgladając się wokoł bogatego wnętrza pomieszczenia.
Rozległ się dżwięk potężnego telefonu, ustawwionego na końcu marmurowanego stolika.
Odebrała, licząc na wyjaśnienie.
W słuchawce usłyszała zupełnie obcy, nieco nerwowy ale niezbyt wyrazny męski głos, który zadawał pytania w języku włoskim.
Nie rozumiała wcale dobrze tego języka, wciąz się jedynie szkoliła,opanowała zaledwie podstawy, miała przy sobie małe wademecum po włosku, lecz to było zbyt niewiele aby zrozumiec sens usłyszanych słów.
-Non capito-odparła po dłuższym namyśle i dodało od siebie.
-Sono polaca-jej głos ugrzązł w niepewności.
Pinie potrzebowała swego przystojnego Julio, ktory rozumiał w miare dobrze język polski, po włosku mówił perfekcyjnie, wszak był Włochem.
-Gdzie jest Julio, gdziez on się zmył? powtarzał wciąz jak mantrę.
Usiadła chwyciłą za telefon, usiłowała połączyć się z ukochanym, poznanym na portalu randkowym w internecie.
Osttsnio coraz częsciej zdażało się jej ukochanemu, tak po prostu zbiec, nagle wymówić się pracą, klientem i zniknąć ot tak po prostu.
Niekiedy zjawiał sie w połowie dnia lub w nocy i patrzyła na nią wzrokiem zbitego psa, jego czekoladowe oczy działały na Dorote hipnotyzująco.
Usilowała zadzwonić do swej mamy i jej się wyzalić, pryznac rację ostroznej, nieufnej rodzicielce.
Niestety nie mogła się dodzwonić nawet do wlasnej matki, nie potrafiła wysłać jej nawet smsa.
Czuła się jak w potrzasku.
-Co to ma znaczyć?-Ubrała się pospiesznie w swoja letnią sukienkę, zrobiła szybki makijaż, zjadła resztkiw czorajszej pizzy, popiła colą i czekała.
Chciała pobiec do recepcji i spytać o co chodzi, co jest grane, kto do niej dzwonił? jednak nieznajomośc języka włoskiego była wielka przeszkodą, języka angielskiego także nie udało jej się opanować w stopniu swobodnej konwersacji, czuła sie po raz pierwszy gorzko rozczarowana.
Ile by dała aby znow znależc się w domu u mamy, ponarzekać na miejscowych chlopaków, na pogode, kiepska pracę na zastępstwo.dziewczyniee jednak zachciało sie przygód, adrenaliny, jakby mało jej było kłopotów.
Gdy wróci do polski, jej miejsce pracy zoatanie zabrane przez innego kandydata, mama się na nia obrazi ale w sumie po kilku dniach matczyna złość minie.
Przyjaciólki zaczną jej pókac po głowie, zakonnica zacznie moralizować albo zazdrościć przygód i odwagi.
Dorota uśmięchnęłą się z przymusem, wychylajac się przez okno podziwiała śliczne lazurowe morze rozciągaające się wokól majestatycznych gór, blas słońca oświettlał tafle morza i ukazywał ostrą zieleń szczytu gór.
Zamysliłą się, wróciły wczorajsze wspomnienia goracych pocałunków, obietnic dozgonnej miłości, czułych wyznań w języku wloskim i polskim.
Kto zdołałby oprzec sie temu wysokiego brunetowi, zbudowanego niczym rzymski bóg, o oczch w kolorze czekolady.
-Kim on jest?-chciała wiedzieć.
Opowiada, że prowadzi biznesy hotelowe, że jego ojciec jest bogaty, matka podrózuje po świecie, nie ma rodzeństwa.
-Dlaczego nie pozwolił mi poznac nikogo z jego małej rodziny?-pytała samą siebie.
Jej zakochane serce wciąz topniało na wspomnienia goracych pocałunków, jednak rozsądek mówił, że cos tutaj jest nie tak, bardzo nie tak.
Rozpoczęła nerwowe poszukiwaniaa swoich dokumentów, karta płatnicza byłą na swoim miejscu, dowod osobisty także.
Pomyślała ze smutkiem, że niewiele pieniędzy zostało na jej karcie.
Wszak większośc wystawnych imprez fundował przystojny Julio, lecz on atez od czasu ddo czasu płaciła za niektóre przyjemności.
Nie pracowałą, dochodu jej nie przybywało, a oszczędnosci topniały, kończyły się przyjemności.
Otrzeźwienie wracało, powoli i bolesnie.
-Ile juz tu jestem w tych gorących Włoszech?-spytała samą siebie, policzyła, że dokładnie miesiąc czasu minął od jej przyjazdu.
-Miodowy miesiąc-ryknęła gorzkim smiechem, który uciekł jej przez palce niczym namiętny jeden wekend z boskim kochankiem.
-bede miałą co wspominac na starośc-rzekłą na głos dodajac sobie otuchy, w tem poczuła silne mdlości, jakby zjedzony oststni kawałek w gardle, spowodował u niej zatrucie pokarmowe.
Udała się czym prędzej do łązienki, szybko zwróciła niesmaczne śniadanie.
Mdłości nie ustawały.
Żałowała, że nie ma w zasięgu wzroku ziól, którymi mama zawsze ją raczyła gdy córka zle się poczuła, gdy bolał ją okres.
Tak, bardzo potrzebowała opieki, czułości, brak kochanka znów uderzył fizycznym bólem i rozczarowaniem.
Po jej płonącym gniewem policzku popłynęły wielkie łzy.
Cierpiała i płakała zarazem.
-Dlaczego miłośc zwiazna jest zawsze z cierpieniem?-gdzieś przeczytała.
Wróciły wspomnienia sprzed kilku miesiecy, kiedy namiętnie pisała a potem rozmawiała droga on line z niesłychanie przystojnym włochem, tenże mężczyzna miał nieprzecietny dar do rozkochiwania w sobie chyba wszystkich kobiet.
Pamiętała nawet jak pokazywała na laptopie, w pracy swoim znajomym, twarz nowego ukochanego, wszystkie koleżanki i wspólpracownice, włacznie z kierowniczką wzdychały zapamiętale.
Jego twarz widziana potem co rusz na kamerce podczas rozmowy wieczornej, dzialała na kobiete diabelnie podniecająco, przestała być soba, stała się jednym wielkim pragnieniem, kochaniem, tęsknotą, czekaniem.
Za tym czarującym brunetem o oczach tajemnych, pełnych wielkich obietnic, gotowa była na wszystko, na spotkanie i potajemny wyjazd do Włoch zgodziła się niemal natychmiast, jej serce paliła wielka namietnośc, szary i bury świat nie miał juz dla niej znaczenia.Matczyne upomnienia i wyrazy troski, traktowałą jak nudne zakazy,przewrażliwionej starszej pani. Dorota straciła dla nieho głowę, wzięła sobie urlop bezpłatny i niemal natychmiast wybiegła na spotkanie z Juliem, nieopodal lotniska, pod barem. Bilet kupił jej nowy ukochany. Rozmarzyła się.
pełna sprzecznych mysli, połozyła sie na ogromnym łózku i powoli zasnęła, przysniłą jej się nieżyjaca już babcia Krysia, która miała we sni zbyt smutne spojrzenie, patrzyła na wnuczkę wymownie, tak jak kiedyś ponad dwadzieścia lat temu, miały zwyczaj siedziec w kuchni i zajadac babcine ciasto.
tamte wspomnienia takż ewywoływały u niej bolesny skurcz.
Brak bliskich osób bolał najbardziej.
Obudził ja głosny tupot i wwrzask otwieranych z impetem drzwi, do pokoju hotelowego wszedł Julio.
Pospiesznie zabierał swoje cenne rzeczy to obszernego plecaka, wydobył wieksza gotówkę z sejfu, rozmawiał po włoskim przez telefon.
Dorota zbudziła się natychmiast, znów nie była pewna czy śni czy tylko sobie roi obraz ukochanego.
-Jesteś ukochany, tęskniłam, mio amore-krzyknęłą Dorota, padajac w objęcia Julio.
-Ciao, musiałem załatwić coś w pracy i już jestem-odparł bez przekonania błądząć gdzieś wzrokiem.
-co teraz będziemy robić?-chciałą wiezdiec zakochna kobieta.
-Teraz zabieram cie na duże śniadanie-rzekł tajemniczo.
-ja juz jadłam, wiesz tęskni mi się za rodziną, za mamą, bede musiała wracać, nie mam już pieniędzy-odparła smutnym tonem, lustrując zagadkowe spojrzenie Julia.
-Nie ma sprawy, pojedziesz, znaczy pojedziemy razem, ja mam w Warszawie coś do załatwienia, polecimy samolotem za dwa dni, pasuje ci?-rzekł pośpiesznie, nie patrząc w oczy kochance.
-Pasuje bardzo, tylko co będzie z nami?-pytała pełna napięcia.
-Dalej będzie dobrze, tylko musimy się pronto zbierać-głos męzczyzny zdradzał pełne napięcie i niepokój.
Dorota szybko omiotła wzrokiem bogate wnętrze pokoju, pozbierałą do torebki swoje drobiazgi i środki higienniczne.
Jej duża walizka wraz z zawartościa jej dóbr,rzezcy osobistych znajdowałą sięw poprzednim, skromniejszym hotelu a właściwie hostelu.
Miała tyle pytań tyle niejsności w wielu sprawach,jej głowa pełna była niejasności lecz serce wciąż wybaczało, nie chciałą jednak denerwowac Julia.
Zauwazyłą,że przystojny mężczzyna nie lubił pytań, wszystko odbywało sie według scenariusza przystojnego wlocha.
Tymczasem Julio chwycił kobietę w ramionach, spojrzał tym swoim pełnym obietnic sporzeniem w jej tęskne oczy i nic się dla niej wiecej nie liczyło, cały świat mógły przestac dla niej istnieć.
Tonęła w jego goracych pocałunkach, w wyszukanych pieszczotach, których nigdy nie miała dość.
Znów uszczypnęła się w ramię, albowiem nie mialą pewności czy to w czym bierze udział jest snem czy rojeniem.
-Dorota, nie mamy czasu, zbieraj się-odparł namiętnym glosem Julio, na wysokości jej rozbudzonych zmysłów.
Czym prędzej i z wielką wprawą chwyciła wszelkie swoje podrózne przybory, wszystko to zapakowała do własnego plecaka, dała się poprowadzić kochankowi, znów w niewiadomą drogą, po nową przygodę.
Rozdział V
Czas spędzony u siostry Grazyny, trudno było nazwać Agacie udanym.
Wychodząc po pól godzinie, szybkiej wymiany zdań, czuła niedosyt i poczucie odtrącenia.
Miała bowiem w pamieci, rozmowe z ta samą zakonnica, gdy była jeszcze panną na wydanie, ilez wtedy wspaniałych i szczerych rozmów ze sobą odbyły.
Brakowało jej dawnej przyjazni, tych wspólnych zwiezreń a także przemilczeń.
Grażyna nie była tą sama osobą, zajęta bowiem pracą w kuchni, sprzataniem do przesady czystego czystego korytarza, szorowaniem blatów stołu i modlitwa w ciągu dnia.
Nie zostałą nawet poczetowana herbatą, poczuła bolesne ukłucie.
W duchu zazdrosciła zakonnicy tego błogiego niemal, zawsze powtarzalnego rozkładu dnia, tego oderwania od życia, trosk i zmartwień,
Od momentu wstapinia do klasztoru, Grazyna o nic nigdy nie musiała sie niczym marwić, nic ja nie obchodziło, ją nie dotyczyły troski o pieniądze na opłaty, o pracę, jak wytrwać z mężem i synami, w czym będzie chodzić, co jeść, wszystko to załatwiał dla niej Jezus.
Miała Grazyną jedyną namietnośc;ogladanie seriali obyczajowych, czytanie wcale nie pobożnych książek, oraz świeckich gazet to jej wystarczyło aby wieśc szczęśliwe i spokojne życie.
Agata spojrzała na zegarek, dopiero dochodziła dwunasta, dzwony z pobliskiego kościoła informowały dobitnie,że już wybilo poludnie.
Deszcz coraz dokuczliwiej się nasilał, chmury straszyły ciemnymi obłokami, wiatr porywał coraz wiecej liści, szarpał konarami drzew, targał za włosy przechodniów.
Udała się na przystanek autobusowy, akurat nadjeżdżał autobus, który mogł ją zabrać w stronę mieszaknia Ireny.
Do domu nie chciałą wracac, było jeszcze za wczesnie, chlopcy kończyli lekcje za dwie godziny, potem szli do szkolnej stołówki na obiad, mąż tego dnia dłużej w szkole pracował.
W mieszkaniu Ireny, bylo znacznie przytulniej, pachniało pieczoną zapiekanką z makaronem i szpinakiem, jej ulubioną.
Jadły z apetytem, zajete własnymi myślami.
-Nie lubię tej kierowniczki Dagmary, straszna z niej pirania, taka wyniosła, pyszna i głupia. Ciągle tylko wydaje jakieś durne dyspozycje i stale jej coś nie pasuje, sama nic nie robi. Opowiada tylko o swoim wsaniałym i kolorowym życiu. Gada to w taki sposob aby nam było szkoda, aby nas wkurzyć. Co to ona nie osiagnęła, gdzie to ona nie było, cholerna samochwała-kawałek zapiekanki ugrzązł w gardle Ireny.
-Nie myśl o tej cholerze, szkoda zdrowia. Ja nie lubie takich ludzi zadufanych w sobie, tę cała Dagmarę też spotka kiedyś cierpienie, choroba, zobaczysz-odparła Agata popijając sokiem wspaniały posiłek.
-Wydaje mi sie,że są ludzie, którzy nic przykrego nie przeżyli, żadnego zmartwienia nic złego, a przydałoby się im trochę pocierpieć, to by ich trochę pokory nauczyło-odparła Irena z wypiekami na twarzy.
-Wypijmy za sprawiedliwośz,żeby cierpienia dosięgły tez tych, ktorym się za bardzo powodzi-krzyknęła z moca uradowana Agata.
-O tak, a my biedacy, uciskani, prześladowani abyśmy mieli wiecej powodów do satysfakcji i zadowolenia w tym cholernym życiu-odparła śpiewnie Irena, przytulając swoje obudzone zdrzemki zwierzeta, które nagle zaczeły głosno przypominac o swojej obecności i potrzebach.
-Zwierzeta mają prawdziwsza dusze i serce niz tak zwani ludzie-dodała ze smiechem Agata, wypijajac duszkiem lamke winka.
-Nie pij, bo twój niedobry mąż, może się czegos domyslić-kobiety śmiały sie przednio, ku wielkiej uciesze zwierząt domowych.
Pies z kotem przypadły do stóp raz jednej raz drugiej kobiety, jakby nie wiedziały która z nich zasluguje na większe wyróżnienie.
-Agata, nie śpiesz się, twoi synowie sa niemal dorosli, masz szcęscie,że nie pracowałaś w tej szkole co oni się uczą, byłaby draka-zasmiały sie obie jednoczesnie.
-W sumie racja, ja jednak kiedy mogę wysyłam swoje aplikacje, pewna gazeta mnie zaprosila na rozmowe kwalifikacyjną, może się zdecyduję-odparła z nadzieją Agata.
-Znajdziesz pracę, jesteś dobra w swoim fachu, weż ze sobą swoje apliakcje i po prostu odwiedż szkoly podstawowe w tej gminie, myslę, że coś najdziesz-dodał z otuchą jej przyjaciólka.
W kominku tymczasem pomarańczow, płomień ognia skrzył, ogrzewał, dodawał Agacie otuchy i poczucie bezpieczeństwa
Tymczasem Agata zauważyła obok kominka na malym stoliku niedbale położone zdjęcie nieżyjacego już męża Ireny, Pawła.
Irena podążyła za wzrokiem kolezanki.
-Tęsknisz czasem za nim?-spytała wdowy.
-Nie już nie. wiesz, to nie było małżeństwo z milości, bardziej z rozsądku. Po prostu mieszkaliśmy w tej samej gminie, moja koleżanka, taka Anka, która byla jego kuzynką, umówiła mnie ze swoim kuzynem, więc się zgodziłam.
Nie był może jakiś wyjatkowy, taki przecietny, ale zgodziłą się z nim zamieszkać-rzekłą beznamiętnie.
-No a potem nie zakochałas się w nim?-dopytywała.
-Dobre pytanie, a ty byłas zakochana w Mietku?-spytałą pytaniem na pytanie.
-Chyba tak, tak mi sie wtedy wydawało-rzekła ponuro Agata.
-Wiesz, pamiętam wciąż moją poprzednia prace biurową, tam kiedys poznałam takiego elokwentnego Przemka, bruneta diabelnie przystojnego, podkochiwałam się w nim starsznie- przyznałą się zawstydzona, omijajac wzrokiem zdjecie zmarłego męża.
-A coś tak kiedyś napomknęłaś i co było dalej?-Agata dociekała,
-Zlikwidowali dośc szybko te prywatną firmę, nigdy potem mojego Przemka nigdy nie spotkałam, czasem szukałam o nim jakiś wieści wsród byłych znajomych z tej firmy, z internetu, ale niewiele tego było, nie znam jego numeru telefonu, nie podawał nikomu,szkoda-głos Ireny wyrażał tęsknotę.
-Niesamowite, miałas z nim romans?-dociekałą Agata.
-W życiu, choć w głebi serca tego pragnęłąm, on był nieodgadniony, podrywal dziewczyny, zcasem tak na mnie patrzył dziwnie,a le ja wtedy byłam mężatka i on tez miał dziewczynę-przyznałą się Irena.
-takie zaauroczenia, mi też się zdażyły-Agata uśmiechnęlą się do wspomnień.
-Wiesz co, czasem śni mi się ten Przemek, że mamy gorący romans, że coś iskrzy, już chyba sto razy-rozmarzyłą się Irena.
-Ile to lat minęło, od waszego ostatniego spotkania w pracy?-indagowała Agata.
-Będzie sześć lat, ale wiesz czasem sobie myślę,ze powinnam wyjśc za kogoś innego za mż i miec innych teściów-Irena zwiesiła głos i zamilkła.
-Ale przeciez, skoro jesteś wolna, co za problem znow sobie ulożyć życie tak jak chcesz-odparła Agata, wtem usłyszała natarczywy dżwięk swojego telefonu.
Ukradkiem zerknęła na wyświetlacz,zobaczyłą zupełnie nieznajomy numer.
Odebrała ostrożnie, ciesząc sie w duchu, że nie dzwoni jej własny mąż.
-Dzień dobry, tak jest przy telefonie-odparła szybko, na zadane pytanie.
-Pani nam wysłała swoje aplikacje? Mamy wolny etet nauczyciela jezyka polskiego-poinformowała mila kobieta aksmitnym głosem.
-To bardzo się cieszę, jestem zainteresowana, dziekuje Pani za dobre wieści-Agata wyraził swoj wielki entuzjazm.
-Praca by była we wsi Kołacze, to jest obok Modlina, Odpowiada to pani?
-Tak , tak -odparła bezrobotna, rozważając w umyśle ewentualny dojazd.
-To prosze jak najszybciej dostarczyć swoje dokumenty, do Modlina może pani już jutro przyjechać, tam będzie pani Bozena Wiertło, czekać na panią w urzedzie w pokoju numer osiemdziesiąt cztery-Agata, szybko zapisywałą dane na skarwkach serwetki, ołowkiem szybko podanym przez przyjaciólkę.
-Tak, będe jutro oczywiscie, do zobaczenia-Agata wyraziła swoj największy entuzjazm na jaki tylko zdolała się zdobyć.
-Agatko, mówisz powaznie, chcesz tam pojechać w te Kołacze, przecież to jakieś czterdzieści pięc kilometrów, tam nie ma dojazdu autobusem, nie masz auta, jak tam będziesz dojeżdzać?-glos Ireny byl cierpki.
-Pozwol mi się tą ofertą cieszyć, martwić się będę potem-odparła z nadzieją Agata.
-Usiądż przy moim komputerze i zobacz sobie trasę dojazdu, masz tu aż trzy przesiadki, z Modlina do Kolaczy nie masz żadnego połązcenia, tutaj trzeba ponad dziesiec kilometrów przejśc -odparła cierpko Irena.
-Co mam zrobić? Oferta jest ciekawa i szkoda się nie zgłosić-w glosie Agaty dało sie słyszec rozczarowanie.
-Poczekaj,może akurat będą jeszcze takie fajne oferty, jestem pewna,że jeszcze zadzwonią-Irena starała się pocieszyć przyjaciolkę.
-Nie wiem jeszcze co mam zrobić, samochodem nie jeżdze tak jak Ty, Mietek mnie nie będzie zawoził przecież, rowerem to daleko-głos Agaty był pełen rezygnacji.
-Poczekaj jeszcze, ufam,że zadzwonią, nie bąż taka w gorącej wodzie kompana-odparła Irena, sprzątając balągan ze stolu, przy ktory obie siedziały.
-Ojej zasiedziałam się u Ciebie, muszę zmykać, niż mąż mnie wyklnie-odparłą ze smutkiem, zegnajac się pośpiesznie z przyjaciolką.
Wybiegła na chlodny popołudniowy dzień, drobny deszcz powoli siapił, potęguja cuczucie chłodu.
Wiatr nerwowo porywał konarami drzew, szła żwawo, pieszo w stronę oddalonego o kilka kilometrów domu.
Za nic w świecie nie miałą ochoty udawac,że w szystko gra, chciala wykrzyczeć swoje niezadowolenei, swój ból i niezrozumienie.
Gdy tylko dotarłą do domu, przemoczona i smutna, synowie kłócili się o ajkieś błahostki, mąż nieobecnym przegladał komputer, na stole piętzryly sie stosy brudnych naczyć, zlew pelen był wczorajszych sztućców i tależy.
Agata, miała w sobie coś z natury despotycznej nauczycielki, nie lubiła sprzątać, uslugiwac, krzyknełą z całęj siły swego zagniewanego głosu.
-Chlopcy sprzątać ten syf-wrzsnęłą pzrekrzykujac ich przekomarzania.
-Myśmy wszystko posspzrąatli, to taty asyf nie mój-ogdyzł sie mlodszy syn.
-Mietek, sprzataj po sobie-odparła z gniewem, podchodzac do meża siedzacego przy komputerze
-A ty co robisz? Nie mozesz posprzątać, inne kobiety nie narzekaja-ogryzł się, nie odrywajac wzroku od ekranu.
Kobieta poczuła paraliżujacy ją niepokój i pzrerażenie, czyżby jej podly mąż coś przeczuwał, o co mu chodziło z innymi kobietami?
Nie potrafiła sobie poradzić z wzbierajacą się w niej kolejną falą zlości i frystracji.
Zamiast rozmowy, zabrała się za szorowanie zlewu, zmywanie naczyć, wycieranie szmatką do sucha to co umyła, cala domowa praca wystarczyła aby jej gniew nieco ochłonął.
Złe przeczucie wciąż ją prześladowało.
Nie potrafiła spojrzeć mężowi w oczy, mąż takze nie potrafil spojrzeć żonie w oczy, ona także miał wiele na sumieniu, o wiele wiecej niż jego nieszczęśliwa małżonka.
Zapadał zmierzch, Agata nie umiała odnależc spokoju, ogarniał ją coraz większy niepokój, synowie wciąz jeszcze hałasowali, mąz tkwił przy komputerze, zajęty własnymi myślami.
Nastolatkowie posiłkowali się niezdrowymi przekąskami, głośno się kłocili o błahe spray, nie odzywali sie do matki, która wypytywała się o ich zdrowie, sprawy szkole.
lekceważyli matkę tak samo jak ich ojciec, nie chciał rozmawiaż z żoną.
Odczuwała ogromną frustrację i samotnośc, tęskniła do rozmów z przyjaciółmi, tylko one rozumiały jej ból i poczucie osamotnienia.
Gdy tylko jej mą zzjadł w samotności, swój posiłek, niemal natychmiast udał się do swego łoża, ignorując obecnośc domowników.
Agata dosiadła się do zwolnionego komputera, interesowały ją, bowiem dogodne połączenia do wsi Kołacze, gdzie mogłaby sie starać o pracę w miejscowej Szkole.
Ze zgroza zauwazyła,że niestety brakowało wszelkich połączeń, żaden autobus, pociąg bus nie kursowaą na tej linii. Usiłowała sobie wyobrazić dojazd rowerem z Modlina do Kołacz, lecz w razie silnego deszczu i złej pogody byłoby to zupełnie karkołomne.
Do jej oczy napłynęły łzy, albowiem odruchowo sprawdziła historię ogladanych stron, witryn, jej mąż najwidoczniej był uzależniony od porno, wyraznie poszukiwał kochanki i niezobowiazujacych przygód.
Odkryta prawda bodła, bolała, kłuła jej serce, umysł przetwarzał szaleńtwa i pogardę, nie nawidziała Mietka, lecz nie umiała rozstać się z nim na amen.
Synowie nie było jeszcze całkiem dorośli, wszak za kilka lat być może staną się zupełnie samodzielni ale przez ten czas musi przy nich czuwac, byc z nimi czy tego chcą czy nie.
Sama zas nie miałaby dokąd pójść, jej rodzice od kilka lat nie żyli z rodzeństwem niezbyt była zżyta, miała jedynie swoje przyjaciólki lecz one były zajęte bardziej włąsnymi sparwami.
Nastepny dzień nie przyniósł ukojenia, chłopcy nie zamierzali słuchac matki, poszli bez śniadania do szkoły, zapomnieli nawet śniadaniówki, chcieli tylko pieniądze od matki.
Agatę tymczasem rozbolała głowa, dokuczliwa migrena, nie dawałą jej odpocząć, zabrać myśli, połozyła się znów do łożka, przyłozyła zimny kompres na obolało czoło i chwilę potem natychmiast zasnęła.
Maż bez słowa wyszedł do pracy, nie zaszczycając żony nawet zapytaniem o samopoczucie.
Gdy zbudziła się ze snu, zdała sobie sparwę, że nastało poludnie, zaspała rozmowę w sparwie parcy, słońce mocno przebijało się przez szare firany, dzwony z miejscowego kościoła biły wyjątkowo donośnie.
Utrata szansy na poprawe losu, znów przygnębiła jej duszę, tylko głowa jedynie bolała jakby mniej.
Została znów bolesnie samotna, odrzucona i zapomniaan przez najbliśzych.
Chłodna lecz malownicza jesień przedtswiała swoją melancholijną urodę przemijania, opadłych liści i szarego nieba.
Zabrałą się za gotowanie obiadu, lecz nie miała polotu do pracy, brakowało jej chęci i motywacji, synowie woleli zzjaadc obiad w stołowce szkolnej, mąż niekeidy an miescie jadał, dla siebie samej nie wieel potrzebowała. Przyszykowałą jedynie zupę pieczarkową, zjadłą bez apetytu.
Usiadła na kanapie aby zabrać myśli, miałąajeszcze sopro czasu do powrotu domowników, nie chciała aby mąz ją zastała w stanie, który budziła u niego pogardę.
Jakże Mietek nie znosił u innych mazgania się, użalania, biadolenia, marnowania czasu na narzekania, sam bowiem w głębi serca przejawiał taki obraz siebie, lecz u żony i synów taka słabość była dla głowy rodziny powodem do wybuchu złości i pogardy.
Agata szybko zabrała sie w sobie, przeszukała w internecie oferty pracy, usiłowała dodzwonić się ko Szkoły Podstawowej w Kołaczach aby umówic się na inny termin, lecz dyrektorka oschle poinformowała ją o wyborze innej kandydatki.
Agata rozpłakała się jak dziecko, zła była na siebie, że nie potrafiła się pozbierać, mogła wymyslic jakis sposób aby dotrzeć na rozmowe w sparwie pracy i zawalczyc o wolną wtedy ofertę.
Było juz jednak za póżno.
Nerwowo przerzucała odwiedzane przez jej męża strony internetowe, w jej sercu narastała coraz większa wzgarda i nienawiść wobec własnego meża.
Bez watpienia był jej coraz obcy i coraz mniej łączyło ją z poślubionym.
Słońce coraz śmieelj usiłowało wedrzeć się do pomieszczenia w którym Agata przebywała.
Czym prędzej narzuciłą płaszcz, szalik i ciepłe kozaki, postanowiła odwiedzić zakonnice.
Idąc na przystanek, zadzwoniła do mniszki, tamta w odpowiedzi odparła,że zjaeta jest pieczeniem ciasta.
Czasem w głebi serca zazdrościła zakonnicom spokoju świętego, powtarzalności, życia niemal zupełnie pozbawionego zmartwień.
Rozdział VI
Dorota posłusznie wsiadła do drogiego i nowoczesnego pojazdu marki lamborgini.
Usadowiła się po stronie pasażera, kierowcą był julio.
Patrzyła na jego idelany profil, na szerokie usta, błyszcące oczy i czarne, aksamitne włosy, łobuzersko rozwiane.
Jej serce przepelniała wciąz gorąca namiętność, zarazem zazrość i niepewność jutra.
Julio prowadził w milczeniu, jego nieodgadniony i zarazem pociagajacy sposób bycia, dziwnie uzależniał zakochaną w nim dziewczynę.
-Dokąd jedziemy?-spytała po raz drugi.
-Zobaczysz, to ma byc niespodzianka-odparł tajemniczo, wciąż nie odrywajac wzroku od pieknych górzystych krajobrazów wijacych się wśród stromych strade statali.
Gdzieś w oddali majaczyły kobaltowe morza, znów wzgórza, Dorota czuła jak jej serca przepełnia dziwna ekscytacja, mogłaby w takiej podrózy tkwić bez końca, byle jej ukochany był obok niej.
Wtem rozległ sie tubalny dzwięk telefonu Julia.
Włoch rozmawiał przez zestaw glosnomówiacy z jakąś kobietą w językuw łoaskim.
Oboje rozmawiali po włosku, głosno,emocjonalni, niemal przekrzykując się w tempie szybszym niz pojazd , którym podrózowali w nieznane.
Kiedy po kwadransie, Julio zakończył rozmowę tak nagle, bez pożegnania, Dorota zauwazyła strózki potu na ceie mężczzyzny i nerwowe gesty, które zdradzały jego narastajacy niepokoj.
-Co się stało Julio?-spytała uspokajającym tonem.
-Niente-odparł nerwowo, nie zaszczycajac dziewczyny choćby jednym spojrzeniem.
Dorota zamilkła, wciąz wpatrywała sie w zaklopotanego mężczyzny, usilowałą znależć dla niego jakieś sensowne wytłumaczenie, jak chocby problemy w pracy, rodzinne. Kim mogła byc ta kobieta, zapewne mloda i ponetna z jej śpiewnego tembru głosu.
-Kim była ta kobieta?-usłyszała swój głos.
Dodaj komentarz