basn o kogucie
Basń o wzruszającym kogucie Antonim i jego bliskich.
W czasach nam zupełnie współczesnych, wcale nie za siedmioma rzekami ani nie za siedmioma górami, lecz gdzies na wsi na Podkarpaciu działy się rzeczy niezwykłe.
W mroźny dzień w grudniu po południu ze starego jajka zdawało by się z zapomnianej wydmuszki wykluł się uroczy kogucik..Radosć powstała ogromna, skrzyknęło się zrazu z całej parafii, wszelkie ptactwo, mniej lub bardziej barwne. Gdakały gorączkowo indory, kaczki, gęsi na temat wyklutego kura.
-Jaki on mizerny i słaby-biadoliła dzika ges, oglądając z każdej strony noworodka
-Jaki on niepodobny do nikogo z naszej grzędy-kołysała swą szyja najtęższa z kaczek.
-On jest mój, ja go wysiedziałam, to kogucik Antos-zaskrzeczała najdostojniej jak potrafiła jego mać, zacna kwoka Maria.
Do grzędy zbiegały się kolejno parami inne domowe zwierzęta, ciekawosc stawała coraz większa i sensacja na grzędach rosła.
-Co z tego dziwacznego stworzenia wyrosnie?-dziwowała się leniwa kotka, leząca jak co dzień na parapecie starej chaty.
-On chyba wcale nie wyrosnie, wszak on dziobać nie chce ziaren żadnych-rozpaczała coraz częsciej kwoka Maria.
Tymczasem kogut rósł po swojemu oraz jadł i zachowywał się całkiem inaczej od swoich krewnych.
Miał on swój oryginalny charakter i swoje zwyczaje. Lubił dla przykładu robić wszystko na opak. Gdy inne kury kładły się spać, nasz kogucik dopiero się budził.
Nie smakowały mu ziarenka zbóż ani drobiony chleba. Kiedy inne kury skrzykiwały się przy stogu owsa, nasz kogucik zapuszczał się w sobie tylko wiadome terytoria, uwielbiał wtedy zwiedzać miejscową plantacje tytoniu. Tam tylko oddychał pełna piersią wydzielanym przez zioła aromatem niesionym przez wiatr i tam nabierało jego upierzenie niecodziennej urody. Stroszył wtedy swe kolorowe piórka i piał najgłosniej jak potrafił.
Przyjaźń najbardziej trwałą kogut Antoni zawarł pewnego chłodnego popołudnia z otyłym królikiem, którego spotkał na grządkach z marchewkami.
-Hej niedźwiedziu ładnie tak podjadać grządki moich krewnych?-wrzasnął kogut wracając nocą z upojnej plantacji tytoniu.
-Cicho sza, nie jestem żaden niedźwiedź tylko królik Kamil-odparł tłusty królik, chowając swe długie uszy między grzędami.
-Tu nie wolno się pasć, choć pokarze ci inna norę-zaproponował kogut.
-Nie chce żadnej nory, chcę dorodne marchewki lub selery. Nie mów nikomu,że mnie tu nakryłes a pokarze Ci takie ciekawe miejsce-przekonywał dziarsko królik nowemu koledze.
-Zgoda. zaprowadź mnie w te ciekawe miejsca-zapiał ochoczo kogut.
Gdy znajomi spojrzeli po sobie, oniemiały kogut pierwszy odzyskał głos.
-Ty wyglądasz całkiem jak niedźwiedź, a mówisz ,że jestes królikiem.
-W tym sęk, że mi się dobrze powodzi i mówią na mnie spasiony królik. Ty za to jestes mizerny. Jakim jestes ptakiem,kosem?-spytał Królik po chwili namysłu.
-Jestem sławnym kogutem Antonim-odrzekł urażony kur.
-Co ty nie powiesz? W takim razie mam pomysł jak mógłbys poprawić swoją tuszę. Za mną!-wrzasnął królik.
Od tej pory para nierozłącznych przyjaciół swój wolny i zajęty czas zawsze spędzała razem a ich wyprawy stały się źle strzeżoną tajemnicą.
Każda nawet głupia gęs zdołała sprytnie wysledzić częste wędrówki dwojga przyjaciół, wykraczające poza zagrodę.
-Dokąd to się wybieracie?-pytała za każdym razem zlękniona kwoka gdy dostrzegła tajemniczo rozesmiane twarzy koguta i królika.
Niebawem zdołano przechytrzyć wędrowców gdy kroczyli żwawo w stronę miejscowej karczmy.Widziano błyszczące radoscią oczodoły obu przyjaciół gdy usiłowali przedostać się do wnętrza gospody. Widziano walki i potyczki słowne obu przyjaciół.Namierzono królika Kamila gdy wyjadał na zapleczu nadpsuta surówkę marchwiową z masłem i smietaną. Dostrzeżono nieopodal weselnej sali koguta Antoniego gdy dziobem zachłannie pobierał procentową ciecz z pełnych kieliszków i kielichów.
-Mam was złodzieje- krzyczała co noc kelnerka Sabina usiłując nieswieżą scierką przepędzić codziennych intruzów.
Nazbyt często poturbowani i połamani spryciarze na skutek niespodzianego upadku spowodowanego niechybnym wyrzuceniem lub wypadkiem przez okno karczmy, kustykali żałosnie w stronę pobliskiego szpitala.Tam dobroduszna pielęgniarka Anetka ze swego szczerego całego serca, szczególnie gorliwie opatrywała stłuczonego koguta Antoniego.
Potem ci sami przyjaciele powracali do swej zagrody i pokornie spoglądali na zmartwionych ich stanem krewnych. Obawiali się zwłaszcza przebiegłej Indyczki Bożenki, która szybko poznała niecne sekretu ich obu.
Kogut Antoni by ukryć swą hańbę miał zwyczaj wskakiwania do otwartej na oscież chaty i bezszelestnie układał się w kacie pokoju, w którym pieczołowicie trudne nauki uniwersyteckie pobierała prymuska koalą Sylwia.
Kogut instynktownie wynajdywał otwartą książkę traktująca o żołnierzach niezłomnych. Tam z upodobaniem przysiadał na jej obwolutach a wtedy oczy kura stawały się nad wyraz smutne i po ludzku pokorne. Miało się niezbite wrażenie,iż wzruszony kur płacze rzewnymi łzami.
Od tej pory cała poruszona wiejska zagroda wraz z oczytanym torbaczem, przemykała oko na stałe i uporczywe wyczyny i wyskoki Koguta Antoniego i Królika Kamila.
Dodaj komentarz